Narcyzm według współczesnej teorii relacji z obiektem

Narcyzm według współczesnej teorii relacji z obiektem
Narcystyczne zaburzenia osobowości według współczesnej teorii relacji z obiektem
Narcystyczne zaburzenia osobowości

Artykuł ten stanowi rozszerzenie pierwszej części dotyczącej historii pojęcia narcyzmu. Tutaj zostaną szerzej omówione Narcystyczne zaburzenia osobowości z perspektywy teorii relacji z obiektem. Teoria relacji z obiektem zakłada, iż nasza osobowość składa się ze struktur, których materiałem budulcowym są jednostki relacji z obiektem. (Kernberg, 1975). Te jednostki składają się z reprezentacji self oraz reprezentacji obiektu, połączonych określonym afektem. Wyznacznikiem dojrzałego funkcjonowania osobowości jest poziom integracji różnych oraz często przeciwstawnych jednostek relacji z obiektem. Sprawia to, że podmiot może doświadczać siebie i świata w zróżnicowany sposób, potrafiąc łączyć ze sobą miłość, agresję, seksualność oraz dążenie do autonomii. Jest do podstawa, na której może zostać zbudowany normalny narcyzm.

Patologia relacji z obiektem

Patologia relacji z obiektem pociąga za sobą niemożność integracji sprzecznych ze sobą uczuć. Najczęściej to uczucia pozytywne i negatywne. Niezdolność do łączenia ze sobą sprzecznych uczuć sprawia, że trudno nam jest wtedy tolerować sprzeczności w nas samych, jak i w innych osobach. Przez to osobowość takiej jednostki jest podzielona na obrazy idealne i zdewaluowane. Albo ocenia siebie jako idealną i zadowoloną, albo beznadziejną lub złą. Tak samo czarno-biały staje się opis rzeczywistości. Sprawia to, że to jakie są wyobrażenia, fantazje, ambicje itd., słabo pasuje do rzeczywistości. Rzeczywistość siłą rzeczy pociąga za sobą obecność różnorodnych uczuć i sama w sobie nie jest czarno-biała, co sprawia że takiej jednostce trudno jest zaakceptować to, jak wygląda rzeczywistość. Dzieje się tak ze względu na to, że rzeczywistość nie przystaje do żadnej z dwóch skrajności: całkowicie dobrej lub całkowicie złej. W następujący sposób ten mechanizm funkcjonowania wpływa na równowagę narcystyczną.

Patologia relacji z obiektem, a aspekty narcyzmu – cele i ideały

Poziom integracji osobowości jest rezultatem oraz dalej wpływa na aspekty, które są współzależne względem narcyzmu. Pierwszym z nich są (1) cele i idealny obraz własnej osoby. Poziom inwestycji we własną osobę jest wynikiem poziomu aspiracji obrazu siebie, zgodności tych aspiracji z rzeczywistością oraz poziomu akceptacji rozbieżności między rzeczywistością i tymi ideałami. Jak można się domyślić, podmiot o niskiej zdolności do integracji wad i zalet, rzeczywistego i idealizowanego obrazu siebie, może mieć poważne trudności z normalnym ustalaniem realistycznych celów, realizowaniem ich oraz trafną oceną swojej skuteczności. Im głębsza integracja obrazu siebie, tym większa zdolność do realistycznej oceny swoich możliwości. Tym większa otwartość na czerpanie zadowolenia z tego, co da się osiągnąć realistycznie, nawet jeśli ambicje są inne.

Patologia relacji z obiektem, a aspekty narcyzmu – obraz obiektu

Poziom inwestycji pozytywnych uczuć we własną osobę, uzależniony jest także od (2) obrazu obiektu, czy obrazu innych ludzi. Jeśli obraz innych jest rozszczepiony i czarno-biały, to podmiot spodziewa się, że inni mają taką samą trudność z akceptowaniem wad i błędów, co on sam. Rezultatem tego, taka jednostka wierzy, że musi być doskonała, bo inni są doskonali. Albo też z łatwością będzie kompletnie dewaluować innych oraz siebie, gdy zauważy jakieś wady.

Tutaj znowu rzeczywistość jest taka, że każdy ma wady, co sprawia, że podmiotowi będzie trudno zarówno czerpać satysfakcję z podziwu innych. Jest to trudne, skoro i tak zdążył już zauważyć wiele wad i błędów w sobie. Trudno mu będzie też doceniać innych, ponieważ najczęściej, sam zauważa jakieś błędy i wady u innych. Zatem obraz innych wpływa na poziom zaufania do nich. Wpływa też na to, czy podmiot spodziewa się od nich pozytywnej informacji zwrotnej. To wpływa na to, jak podmiot ocenia i ceni samego siebie.

Patologia relacji z obiektem, a aspekty narcyzmu – superego

Innym czynnikiem wpływającym na inwestycję pozytywnych uczuć we własną osobę, jest (3) superego. Superego jest strukturą obejmującą jednostki relacji z obiektem, które zawierają wymagania, oczekiwania i standardy postępowania, których realizacja ma prowadzić do akceptacji, podziwu, albo do tworzenia więzi zabarwionych pozytywnie. Im bardziej superego jest niezintegrowane, bym mniej zawiera ono jednostek relacji z obiektem, które odzwierciedlają tolerancję, wyrozumiałość i akceptację niepowodzeń. Dominują natomiast jednostki interakcyjne zgodne z czarno-białym obrazem siebie i świata, odzwierciedlające regułę wszystko-albo-nic. Obejmują one wtedy akceptację ideału oraz krytykę, surowość i odrzucenie za najmniejsze niedoskonałości, których sam podmiot nie potrafi tolerować i sądzi, że nie tolerują jej inni.

Patologia relacji z obiektem, a aspekty narcyzmu – czynniki biologiczne i genetyczne

Innym ważnym aspektem są (4) czynniki instynktualne i organiczne, mianowicie wygląd oraz funkcjonowanie fizjologiczne uwarunkowane genetycznie. Zdolność do przeżywania pozytywnych i negatywnych afektów na normalnym poziomie, zdrowie fizyczne, przyczyniają się do zdolności do normalnej gratyfikacji i satysfakcji z cielesnego obrazu własnej osoby. Jednocześnie w obliczu obecności rozszczepienia pozytywnych i negatywnych uczuć, nieprawidłowości organiczne i fizjologiczne mogą przyczyniać się do utrudnienia normalnej inwestycji pozytywnych uczuć we własną osobę. Np.: osobie chorej na nieuleczalną chorobę genetyczną, trudniej jest akceptować i cieszyć się swoim własnym ciałem.

Ostatnim bardzo istotnym czynnikiem wpływającym na równowagę narcystyczną są (5) czynniki zewnętrzne, czyli bieżące doświadczenia w zakresie zaspokojenia potrzeb przez otoczenie, aprobaty społecznej oraz realizacji aspiracji. Poziom gratyfikacji w tych trzech obszarach wpływa na to, jaki obraz siebie tworzymy oraz jak według nas postrzegają i oceniają nas inni. Znacząco wpływa to na poziom zadowolenia z siebie. Nawet jeśli odnosimy sukcesy, bez akceptacji innych trudno nam być zadowolonymi. A gdy wszyscy nas kochają i akceptują, i tak nie daje to pełnej satysfakcji z siebie, gdy żadne z naszych ambicji nie są spełnione.

Narcyzm normalny i infantylny

W obrębie normalnego narcyzmu, możemy wyróżnić dwie jego odmiany: normalną i infantylną. Można powiedzieć, że normalny dojrzały narcyzm również obejmuje pewną koncentrację na sobie, ale wyraża się ona w dążeniu do realistycznych i dojrzałych celów, ideałów i oczekiwań, podczas gdy narcyzm niedojrzały zawiera w sobie dziecinne, ekshibicjonistyczne, roszczeniowe oraz zorientowane na uzyskanie kontroli i władzy dążenia (Kernberg, 1975). Podobnie oba rodzaje narcyzmu obejmują inwestycję w obiekt. Jednak dojrzała inwestycja obejmuje wzajemność, a niedojrzała infantylną idealizację i orientację zależnościową, wykluczające wzajemność. Normalne relacje z obiektem, oparte o integrację obrazu siebie i innych, obejmują mieszaninę tych dwóch powyższych. Krótko mówiąc, dojrzała osobowość potrafi łączyć swoje dziecinne cechy z dojrzałymi, tak że jest w stanie realizować swoje zadania rozwojowe.

Patologia w neurotycznej strukturze osobowości

Pojawia się czasem sytuacja, kiedy dokonała się integracja obrazu siebie i innych, ale pewne wybrane aspekty funkcjonowania pozostają objęte konfliktem. Ma to miejsce głównie wtedy, gdy jednostka ma pewne trudności z zaakceptowaniem pewnych dorosłych trybów funkcjonowania. Te dorosłe tryby głównie koncentrują się wokół dostrzegania i akceptowania agresji lub seksualności w sobie i innych. Wtedy funkcjonowanie oparte o infantylny narcyzm może dominować nad funkcjonowaniem opartym o narcyzm dojrzały. Mówimy wtedy o neurotycznej strukturze osobowości, ponieważ takie osoby są generalnie zdrowe, nie posiadają trudności w głównych obszarach funkcjonowania, ale posiadają wybrane aspekty funkcjonowania objęte psychopatologią.

Narcystyczne rozwiązanie konfliktu w patologii osobowości

Częściej spotykaną obecnie sytuacją jest patologia relacji z obiektem, która opiera się rozszczepienie pozytywnych i negatywnych obrazów siebie i innych. Narcystyczne rozwiązanie dylematu rozszczepienia opiera się na internalizacji całkowicie dobrych obrazów siebie i innych oraz projekcję całkowicie złych obrazów siebie i innych, zachowując te obrazy w ścisłej separacji i segregacji. Sprawia to, iż postrzeganie siebie i innych jest zero-jedynkowe. Taka jednostka widzi siebie i innych, albo jako świetnych i wspaniałych, albo jako beznadziejnych i bezwartościowych. Taki zero-jedynkowy podział może okresowo pojawiać się w jednej relacji, kiedy podmiot postrzega siebie raz jako idealnego, a innym razem jako beznadziejnego. To samo tyczy się innych, kiedy podmiot może bliską osobę widzieć jako wyjątkową, a innym razem jako zwykłą, szarą i nudną.

Te obrazy w zależności od głębokości psychopatologii, w różnym stopniu nasilenia wpływają na relacje ze sobą i innymi. Im głębsza patologia, tym wyraźniejszy i globalny jest ten podział. Na najgłębszych poziomach patologii narcystycznej, podmiot dopuszcza agresję i przemoc względem zdewaluowanych obiektów, widząc siebie jako pozbawionego wad i winy. Im łagodniejsza patologia, tym mniej obraz siebie i innych wydaje się być czarno-biały.

Narcystyczne zaburzenia osobowości według STIPO-R

W sytuacji, w której dochodzi do rozszczepienia pozytywnych i negatywnych segmentów doświadczenia, a zarazem obrazów siebie i innych, odpowiadających tym segmentom doświadczenia, jedną z patologicznych możliwości rozwiązania tego sposobu funkcjonowania osobowości jest konsolidacja patologicznego wielkościowego obrazu siebie. Wtedy obrazy siebie i innych jako zdewaluowanych zostają odszczepione utrzymując je separacji od wyidealizowanych obrazów siebie i innych. Taka osoba posługuje się idealizacją i dewaluacją, naprzemiennie idealizując siebie i dewaluując innych, albo odwrotnie: dewaluując siebie i idealizując innych. To co jest tutaj charakterystyczne, to funkcjonowanie oparte o ten podział, którego przejawem jest ciągłe porównywanie się do innych w kategoriach tego, czy jest się gorszym lub lepszym (McWilliams, 2011).

Ta niezdolność do akceptacji normalnej relacji opartej o realistyczne postrzeganie siebie i innych, prowadzi do powierzchowności w postrzeganiu siebie i otoczenia. Ta powierzchowność jest warunkiem utrzymania rozszczepienia, ponieważ bardziej wnikliwy i bogaty obraz siebie i innych zawsze zawiera wady i zalety wymieszane ze sobą. Utrzymanie rozszczepienia segmentu idealizowanego i dewaluowanego, wymusza ubogość w postrzeganiu relacji oraz osobowości własnej i innych.

Narcystyczne zaburzenia osobowości – Brak satysfakcji z relacji intymnych

Ta powierzchowność objawia się na kilka sposobów. Pierwszym i najbardziej oczywistym jest brak satysfakcji z relacji intymnych, ponieważ te z natury muszą być powierzchowne. Powiązana jest z tym niezdolność do autentycznego zaangażowania w pracę i edukację, ponieważ normalne zjawisko porażek, frustracji i konieczności uczenia się na błędach, jest dla osobowości narcystycznej czymś nie do zniesienia (Clarkin, Caligor, Stern, Kernberg, 2016). Dzieje się tak dlatego, że frustracja, krytyczna ocena siebie i innych, wymagają połączenia ze sobą obrazów idealnych i zdewaluowanych, aby to było możliwe. Przez to inwestycje osobiste są postrzegane albo jako idealne i doskonałe, albo jako beznadziejne i bezwartościowe. To w zachowaniu objawia się albo niestabilnością i wahaniami nastroju związanymi z naprzemienną aktywacją idealizacji i dewaluacji siebie, albo poprzez jednostronne postrzeganie siebie, albo jako wielkościowego i doskonałego, albo kompletnie bezwartościowego.

Narcystyczne zaburzenia osobowości – potrzeba uzyskiwania podziwu

Inną pochodną wielkościowego obrazu siebie jest konieczność ciągłego uzyskiwania podziwu i akceptacji (Clarkin, Caligor, Stern, Kernberg, 2016). Ponieważ relacje są widziane tylko w kategoriach idealizacji lub dewaluacji, osobowość narcystyczna musi upewniać się, czy jest postrzegana na ten pierwszy sposób. Jednocześnie pamiętając, że relacje są widziane w sposób powierzchowny, takie osoby również postrzegają innych jako funkcjonujących w oparciu o podobne mechanizmy. Stąd osobowości narcystyczne widzą też innych jako powierzchownych i skłonnych albo do szybkiej idealizacji, albo dewaluacji. To sprawia, że jednostka musi stale upewniać się, czy jej otoczenie ją idealizuje i podziwia.

Narcystyczne zaburzenia osobowości – wahania samooceny

Te powyższe czynniki składają się na niestabilną samoocenę, w której przebija się w jednym momencie idealizacja własnej osoby, a w innym totalna dewaluacja siebie (Clarkin, Caligor, Stern, Kernberg, 2016). Te wahania zachodzą pod wpływem określonych okoliczności życiowych. Osoby odnoszące więcej sukcesów będą częściej się idealizować, a osoby które nie spełniają swojego wielkościowego obrazu siebie, będą widzieć siebie częściej jako bezwartościowych. Na głębszych poziomach patologii rozszczepienie jest usztywnione i przejawia się w trwałym nienaruszalnym wielkościowym obrazie własnej osoby, odpornym na jakąkolwiek autorefleksję i samokrytykę.

Narcystyczne zaburzenia osobowości – znudzenie w relacjach intymnych, koncentracja na sobie oraz prymitywna idealizacja

Powierzchowne postrzeganie relacji i ludzi prowadzi do niestabilności w inwestycji w te relacje. Osobowości narcystyczne mają tendencję do nudzenia się normalną stabilną relacją. Stąd albo w ich życiu dominuje pustka i nuda w związku z ich relacjami, albo poszukują idealnej relacji pełnej wrażeń i doznań, tylko po to aby po jakimś czasie się nią znudzić i rozpocząć poszukiwanie kolejnej. Idealizacja siebie i dewaluacja innych pojawia się także w interakcji poprzez konsekwentną koncentrację na własnej osobie oraz własnych potrzebach.

Narcystyczne zaburzenia osobowości – transakcyjność

Stałe porównywanie się do innych prowadzi także do innej konsekwencji. Osobowości narcystyczne mają tendencję do transakcyjnego traktowania relacji z ludźmi. Bardzo ważnym jest dla nich, aby w relacjach dostawały tyle samo, albo więcej, ponieważ łatwo czują się wykorzystywane. Dzieje się tak dlatego, że osobowość narcystyczna postrzega innych w takich samych kategoriach co siebie, a więc jako powierzchownych, zapatrzonych w siebie i egocentrycznych. Stąd nie może dopuścić aby inni dostawali więcej i karmili się jej kosztem. Ten aspekt funkcjonowania jest kolejnym czynnikiem, który dokłada się do całościowego obrazu, w którym w narcystycznych zaburzeniach osobowości jednostka nie jest zdolna do autentycznej zależności i bliskości, do dawania i brania na normalnych zasadach opartych o aktywność i wdzięczność.

Narcystyczne zaburzenia osobowości – niezdolność do empatii

Powyższy obraz siebie oraz naprzemienna dewaluacja słabości oraz idealizacja siły i samodzielności, prowadzą do niezdolności tych osób do empatyzowania z innymi, wtedy kiedy inni doznają słabości i bólu emocjonalnego. Osobowość narcystyczna sama w sobie nie akceptuje wad i słabości dlatego trudno jej przychodzi empatyzowanie z tymi aspektami u innych. Dlatego mają wielką trudność w rozumieniu cierpienia i bólu innych, po prostu bycia z kimś kto cierpi oferując tej osobie wsparcie. Ponieważ traktują relacje powierzchownie, nie rozumieją tego, że czyjaś obecność i relacja może dostarczać jakiejkolwiek ulgi i wsparcia.

Narcystyczne zaburzenia osobowości – fantazjowanie narcystyczne

Wielkościowy obraz siebie ma też tendencję generować specyficzny rodzaj fantazji wielkościowych. obejmują one sławę i sukces, które dla osoby patrzącej z boku wydają się być zupełnie nierealistyczne. Taka osobowość może fantazjować o rzeczach, które są kompletnie poza zasięgiem. Ale jednocześnie wyobraża sobie że jest to możliwe do osiągnięcia. Jest to coś odmiennego od marzeń, kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, że to tylko marzenia. To też coś innego od fantazjowania o osiągnięciu celów, w których kierunku poczyniliśmy już realistyczne kroki. Natomiast te cele są w naszym zasięgu. Fantazjowanie narcystyczne jest wielkościowe i nierealistyczne. Chociaż sama jednostka prezentująca takie fantazje nie dostrzega tej wielkościowości i nierealistyczności tych fantazji. W najlepszym wypadku ukrywa te fantazje, bo się ich wstydzi przed innymi, ale nie przed samą sobą.

Narcystyczne zaburzenia osobowości – zawiść o sukcesy innych i wykorzystywanie

Konieczność ciągłego porównywania się z innymi oraz powierzchowność relacji, sprawiają że jednostka narcystyczna nie potrafi cieszyć się autentycznie z sukcesów innych. Raczej czuje się wtedy gorsza, bądź zazdrosna na tyle, że w fantazji lub realności niszczy te sukcesy innych, albo umniejszając ich wartość, albo życząc drugiej osobie porażki i ciesząc się z tej porażki. Najcięższym objawem braku empatii, powierzchowności i braku satysfakcji jest przedmiotowe traktowanie innych oraz ich wykorzystywanie. Czując, że inni ludzie są puści i powierzchowni, tak samo egocentryczni i wielkościowi, osobowość narcystyczna czuje że może wykorzystywać dowolnie innych. Może wykorzystywać słabości innych albo w samoobronie, albo wykorzystywać je dla własnych korzyści.

Poziomy patologii relacji z obiektem

Głębsza patologia, niż wcześniej opisany narcyzm normalny i infantylny, opiera się o wspomniane rozszczepienie idealizowanych i dewaluowanych segmentów doświadczenia siebie i innych. To rozszczepienie prowadzi zniekształcenia realistycznego postrzegania siebie i innych. Odbywa się to zgodnie z podziałem na idealizowane i zdewaluowane tryby postrzegania, które pozostają sztucznie rozdzielone, a podział ten pozostaje nieświadomy. Tworzy to specyficzny rodzaj relacji z innymi. Bardziej można to porównać do sytuacji, w której osobowość narcystyczna wchodzi w relację ze samą sobą, aniżeli z faktycznym realistycznym człowiekiem, który znajduje się z nią w relacji.

Można powiedzieć, że narcystyczne zaburzenia osobowości prezentują dwa szablony, według których postrzega relacje. Albo jest w relacji w idealnym obiektem, albo ze zdewaluowanym obiektem. To sprawia, że wszystkie relacje wkłada do jednego, albo do drugiego szablonu. Sprawia to, że relacje stają się przejaskrawione i nierealistyczne. Pacjent jest albo w relacji z kimś idealnym, albo sam jest idealny. W drugiej sytuacji, pacjent widzi kogoś jako całkowicie bezwartościowego, albo widzi siebie jako całkowicie bezwartościowego, nie potrafiąc wykroczyć poza inne postrzeganie. Co najwyżej pacjent może sobie zdawać sprawę z tego, że na rozum takie postrzeganie jest nielogiczne. Jednak jego refleksja nie wykracza poza zdroworozsądkowe myślenie, ponieważ na poziomie funkcjonowania interpersonalnego i emocjonalnego, podział na segment idealny i dewaluowany pozostaje utrwalony.

Narcyzm cienkoskórny

Ogólnym sposobem na określenie tego, jak głębokie są narcystyczne zaburzenia osobowości, jest określenie poziomu identyfikacji z patologicznym wielkościowym self. Na najmniej zaburzonym poziomie, ta identyfikacja jest prawie niewidoczna i pacjent sprawia raczej wrażenie kogoś o bardzo niskim poczuciu własnej wartości. Taki pacjent widzi innych jako wielkościowych, pewnych siebie i kompetentnych, natomiast u niego tych aspektów brakuje. Psychoterapia po długim czasie konsekwentnej analizy przeniesienia ujawnia, iż pacjenci ci prezentują ukrytą postać wielkościowego self, która nie jest widoczna na powierzchni. Na przykład pacjent może czuć się lepszy od innych, dlatego że on nie jest taki agresywny, co inni. Albo może czuć się lepszy, bo jest bardziej „wrażliwy”, niż otoczenie.

Konfigurację tę nazwano narcyzmem „cienkoskórnym” (Rosenfeld, 1987). Obejmuje on pacjentów, którzy dobrze funkcjonują na poziomie zawodowym i społecznym. Jednak ich relacje intymne oraz obraz siebie i innych, znajdują się pod wpływem rozszczepienia i aktywowanego w konsekwencji patologicznego wielkościowego self. To wielkościowe self pozostaje jednak ukryte i zaprzeczone w samym pacjencie. Wcześniej opisane objawy narcystycznego zaburzenia osobowości utrzymują się na łagodniejszym poziomie. Sprawia to, że pacjenci ci często nie są w ogóle diagnozowani jako narcystyczni, ponieważ nie prezentują się jak pacjent narcystyczny.

Niestabilna identyfikacja z patologicznym wielkościowym self i projekcja zdewaluowanych aspektów self

Na głębszym poziomie patologii zachodzi bardziej widoczna i utrwalona identyfikacja z patologicznym wielkościowym self. Tutaj podmiot widzi siebie jako wielkościowego, jednocześnie przypisując innym zdewaluowane aspekty. Identyfikacja ta nie jest jeszcze utrwalona, dlatego zachodzą odwrócenia ról w relacjach. Czasami pacjent widzi siebie jako bezwartościowego, a innych jako wspaniałych. Funkcjonowanie tego pacjenta wydaje się być niestabilne i przypomina sinusoidę. Ta sinusoida ciągle wędruje od szczytowego nastroju po kompletne załamanie, po to aby znowu zmierzać ku szczytowym nastrojom. Pacjenci ci w znacznie większym stopniu spełniają kryteria STIPO-R narcystycznego zaburzenia osobowości opisane wyżej.

Utrwalona identyfikacja z patologicznym wielkościowym self

Narcystyczne zaburzenia osobowości na jeszcze głębszym poziomie prezentują się tak, że identyfikacja z wielkościowym patologicznym self zostaje zacementowana i uwieczniona. Taki pacjent widzi siebie tylko i wyłącznie jako wielkościowego oraz poszukuje relacji tylko i wyłącznie z wyjątkowymi ludźmi, których widzi jako podobnie idealnych, co on sam. Dewaluacja wyraża się w pogardzie i odrzuceniu tego co uważane jest za słabe i wrażliwe. W gruncie rzeczy wszelka zależność i bliskość może być traktowana przez tych pacjentów jako słabość.

Masywne odrzucenie zależności i słabości oraz idealizacja siły oraz doskonałości w dramatyczny sposób przekłada się na jakość relacji intymnych. Ci pacjenci są niezdolni do bliskości, a ich relacje mogą opierać się tylko o wykorzystywanie i nadużycie. Z reguły w ich wypadku spełniają oni wszystkie kryteria STIPO-R dla narcystycznego zaburzenia osobowości oraz kryteria DSM. Pacjenci ci tylko chwilowo doświadczają uczuć niższości, które szybko aktywują ich wrogość i paranoję względem tych, których widzą jako lepszych. Bardzo często trudno u tych pacjentów dostrzec cokolwiek, co wskazywałoby na to, że czują się słabi lub gorsi, ponieważ nieświadomie starają się to całkowicie ukryć.

Patologia antyspołeczna jako ekspresja patologii narcystycznej

Narcystyczne zaburzenia osobowości na najgłębszym poziomie patologii narcystycznej prezentują inną sytuację. Dochodzi tam do masywnego rozszczepienia, które całkowicie rozdziela segment idealizowany i dewaluowany. To masywne rozszczepienie prowadzi do całkowitej identyfikacji z wielkościowością oraz kompletnego zaprzeczenia zdewaluowanych aspektów self. Te aspekty zostają przypisane ludziom, którzy stają się kompletnie rozmyci i nieindywidualni. To rozmycie obrazu obiektu i prawie całkowite zubożenie relacji z ludźmi, przejawia się w tym, że pacjent bardziej określa swoją tożsamość poprzez sposób wchodzenia w relację ze społeczeństwem ogółem. Biorąc pod uwagę identyfikację z wielkościowym patologicznym self oraz projekcję zdewaluowanych aspektów self na społeczeństwo, skutek tego wydaje się być oczywisty. Ci pacjenci funkcjonują w oparciu o zaprzeczenie regułom społecznym. Wyraża się to w zachowaniach antyspołecznych, niezdolności do lojalności oraz manipulacji. Inni ludzie tutaj stają się obiektem, które można wykorzystać i odrzucić, a zasady społeczne są czymś co budzi wrogość i bunt.

Różnicowanie patologii antyspołecznej od procesów rozwojowych

Narcystyczne zaburzenia osobowości należy odróżnić od buntowniczej postawy nastolatków kształtujących swoją tożsamość i autonomię. Buntują się oni, ale po to aby ustanowić swoje własne systemy wartości i zasady, którymi będą się kierować. Inaczej jest w przypadku omawianych pacjentów narcystycznych, którzy przechodzą w obszar patologii antyspołecznej. Na tym najgłębszym poziomie społeczeństwo służy tylko zaspokojeniu własnych wielkościowych potrzeb, a wszelkie zasady społeczne są traktowane jako ograniczenie, które należy zwalczać. Jest to pewna nowość, ponieważ do tej pory osobowość antyspołeczna była traktowana jako odrębna jednostka względem zaburzeń narcystycznych. Kernberg (1984) widzi to jednak inaczej, traktując objawy antyspołeczne jako skrajny przejaw identyfikacji z patologicznym wielkościowym self. Na samym końcu tego spektrum znajduje się właściwe antyspołeczne zaburzenie osobowości, które nie nadaje się do leczenia, ponieważ tutaj wszystkie relacje zostały pozbawione wartości, a ludzie są traktowani jak owce, które mogą paść ofiarą wilka, którym jest pacjent.

Skierowanie agresji na self w nagłębszej patologii narcystycznej

Innym przejawem patologii wielkościowej z podobnie niskiego poziomu, ale mniej antyspołecznego, jest kompletna dewaluacja społeczeństwa i relacji. Wyraża się ona w niedepresyjnych skłonnościach samobójczych. Niedepresyjne skłonności samobójcze przejawiają się jako chłodna dewaluacja społeczeństwa, relacji i ogółem życia. Nie wynika to z silnych emocji, impulsu, czy masywnej depresji. To samodzielna decyzja o śmierci, wyrażająca się w chłodnym planowaniu i realizacji samobójstwa, gdzie każda próba pomocy jest odrzucana i dewaluowana. To tak jakby pacjent wszystkich, którzy chcą mu pomóc, traktował jako wrogów, których należy oszukiwać. Tutaj identyfikacja z patologicznym wielkościowym self wyraża się w zaprzeczeniu bólu i lęku przed śmiercią, gdzie samobójstwo reprezentuje triumf związany z zaprzeczeniem wartości życia i relacji z ludźmi. W gruncie rzeczy, jest to najbardziej złowrogi przejaw patologii narcystycznej i identyfikacji z patologicznym wielkościowym self. Chociaż traktowany jest jako głębsza forma patologii narcystycznej niż antyspołeczne zaburzenie osobowości, może wciąż zostać wyleczony, nawet jeśli szanse wyleczenia są nikłe.

Narcystyczne zaburzenia osobowości – podsumowanie

Narcyzm stanowi rozwijającą się przez dziesięciolecia koncepcję z obszaru diagnozy psychoanalitycznej. Narcystyczne zaburzenia osobowości, to zaburzenie obejmujące szerokie spektrum pacjentów o bardzo odmiennym poziomie zaburzenia. Cechą wspólną tych pacjentów są obrony przed zależnością, konceptualizowane jako zawiść, która stanowi zabieg chroniący patologiczne wielkościowe self.

Bibliografia

Clarkin, J., F., Caligor, E., Stern, B., L., Kernberg, O., F. (2016) Structured Interview of Personality Organization: STIPO-R. Weill Medical College of Cornell University.

Kernberg, O., F. (1975) Borderline Conditions and Pathological Narcissism. Jason Aronson Book.

Kernberg, O., F. (1984) Severe Personality Disorders: Psychotherapeutic Strategies. Yale University Press. New Haven.

McWilliams, N. (2011) Psychoanalytic Diagnosis. Understanding Personality Structure in the Clinical Process. Second Edition. The Guilford Press. London, New York.

Rosenfeld, H. (1987) Impasse and Interpretation. Brunner-Routledge. Hove and New York.

Narcyzm w psychoanalizie – historia terminu

Narcyzm w psychoanalizie – historia terminu
Narcystyczne zaburzenia osobowości w indeksie zaburzeń psychicznych DSM, a psychoanalityczne rozumienie narcyzmu.

Narcyzm

„Narcyzm” jest określeniem, które w mowie potocznej ma wydźwięk pejoratywny i jest rozumiane jako nadmierne zaabsorbowanie własną osobą, wielkościowością oraz potrzebą uzyskiwania podziwu. Chociaż w niektórych przypadkach jest to prawdą, pojęcie narcyzmu ma znacznie szersze rozumienie, które wykracza poza patologię. Postaram się to tutaj krótko podsumować. Chociaż pojęcie narcystycznego zaburzenia osobowości zostało opisane w DSM-IV i DSM-V, opis ten dotyczy głównie specyficznych objawów tego zaburzenia.

Podejście psychoanalityczne rozumie narcyzm jako znacznie szersze pojęcie odnoszące się do ogólnej strategii utrzymywania równowagi psychicznej. Termin ten obejmuje zarówno przystosowawcze, jak i patologiczne sposoby zachowania wewnętrznego balansu. Dopiero patologiczne, to znaczy nieprzystosowawcze formy rozwiązywania konfliktów wokół narcyzmu, można nazwać narcyzmem patologicznym. W obszarze patologii narcystycznej można dopiero umieścić patologię osobowości. Patologia osobowości oznacza, że jednostka posługuje się zestawem sztywnych i nieadaptacyjnych wzorców funkcjonowania wewnątrzpsychicznego oraz interpersonalnego, które stały się elementem struktury charakteru tej jednostki.

Dopiero w obrębie patologii osobowości można wyróżnić jedną z podkategorii, to znaczy narcystyczne zaburzenia osobowości, takie jak rozumie je DSM-IV oraz DSM-V. Zatem Narcystyczne zaburzenie osobowości, takie jak opisuje je DSM, stanowią pewne specyficzne zaburzenie prezentujące określony zastaw objawów. Objaw stanowi tutaj słowo klucz. Ponieważ indeksy zaburzeń psychicznych opierają się o fenomenologiczny sposób diagnozy. To znaczy, że to co można zaobserwować gołym okiem, to znaczy zachowanie, stanowi podstawę do diagnozy określonego zaburzenia.

Podejście psychodynamiczne opiera się – oprócz opisu fenomenologicznego – o opis struktury osobowości oraz psychodynamiki pacjenta. Oczywiście wnioski na temat struktury osobowości oraz psychodynamiki opierają się o to, co można zaobserwować gołym okiem. Jednak psychoanaliza zakłada, że podstawowym obiektem leczenia są nie objawy, ale struktura osobowości i psychodynamika, które stanowią ich przyczynę. Stąd, artykuł ten dotyczy psychodynamiki narcyzmu, patologii narcystycznej i ostatecznie narcystycznego zaburzenia osobowości. To, czym różnią się te trzy obszary, zostało krótko opisane wyżej.

Historia terminu – narcyzm jako patologia

Na poziomie teoretycznym, Freud (1911) rozumiał narcyzm jako inwestowanie we własną osobę swoich zasobów, które normalnie inwestuje się w otoczenie. Opisał on (Freud, 1913) narcystyczny wybór obiektu. Taka osoba według niego potrafi kochać tylko to czym sama jest, to czym była, to czym chciałaby być, albo kogoś kogo kiedyś traktowała jako część własnej osoby.

Generalnie rzecz ujmując, na początku, odnoszono się do narcyzmu na kilka sposobów. Pierwszy to pożądanie seksualne względem własnego ciała. Drugi, jako faza rozwoju w której dziecko jest zaabsorbowane swoim ciałem. Trzeci to wybór obiektu miłości oraz charakter relacji z ludźmi, gdzie zasadniczo są one nieautentyczne i pozorne. Czwarty, to nazwanie narcyzmem różnych aspektów związanych z poczuciem własnej wartości.

Narcyzm jako normalne zjawisko – Reich

Ta mnogość zastosowań miała jeden wspólny mianownik: narcyzm, jeśli nie został rozwiązany na mniej lub bardziej określonym poziomie rozwoju, stanowił patologię. Dopiero trochę później (Reich, 1960) zaczęto odróżniać normalny narcym od patologicznego. Normalny narcyzm zaczął być wtedy rozumiany jako adekwatny do rzeczywistości poziom zainteresowania sobą, swoim ciałem, zdrowiem, itd. Stawał się patologiczny, gdy balans zainteresowania sobą i innymi, zostałby zachwiany na rzecz własnej osoby.

Na przykład: kiedy chorujemy, adekwatne do rzeczywistości jest zwrócenie uwagi na własny stan zdrowia. Natomiast osoba która jest bardzo zainteresowana swoim stanem, chociaż nie ma żadnych potwierdzonych niedomagań, wydaje się być nierealnie zainteresowana swoim stanem. Tak samo odnosi się to do oceny własnych możliwości i ograniczeń.

Patologiczny narcyzm według teoretyków z tamtego okresu, np.: A.Reich (1960), przejawiał się nieadekwatnością w ocenie własnej osoby i swoich możliwości. Rezultatem rozdźwięku między wielkościowym obrazem siebie, a rzeczywistymi osiągami, był przerost fantazjowania o własnej osobie, kosztem rzeczywistych działań. Rezultatem tego był brak satysfakcji z rzeczywistości, szybkie nią nudzenie się lub irytacja, poczucie bycia niedocenianym na miarę swoich możliwości. Siłą rzeczy, każda iluzja czasem się rozpada, dlatego narcyz okresowo uświadamia sobie nieadekwatność jego wyobrażeń o sobie, w porównaniu do jego rzeczywistych możliwości. To sprawia, że okresowo waha się między wielkościowym obrazem siebie i kompletną dewaluacją własnej osoby oraz załamaniem i rozpaczą (Reich, 1960)

Narcyzm jako normalne zjawisko – psychologia self

Kolejnym krokiem w kierunku traktowania narcyzmu nie tylko jako patologii, był dorobek Kohuta oraz jego zwolenników. Kohut (1966) założył, że narcyzm jest normalnym zjawiskiem obecnym u każdej osoby, a kluczem do prawidłowego jego funkcjonowania jest połączenie fantazji wielkościowych z rzeczywistością, niejako adekwatne przekucie ich na rzeczywistość. To miałoby zaowocować rozwojem ambicji, kreatywności, poczucia humoru i zdolności do zdrowego dystansu.

Kohut (Kohut i Wolf, 1978) widział zaburzenia narcystyczne nie jako patologiczną strukturę osobowości, ale jako sytuację w której dziecko nie otrzymało odpowiednio dużo wsparcia i miłości, przez co jego fantazje wielkościowe nie zostały wchłonięte na potrzeby rzeczywistości. Dostęp do narcystycznych pragnień wielkościowych został zabarykadowany. Przez to dorosły człowiek miał zostać uwięziony w wiecznym poszukiwaniu kogoś, kto by go zaakceptował i dał mu to, czego nie dali mu jego rodzice. Miał to być podziw, akceptacja jego wielkościowości i miłość. Problem tych pacjentów według Kohuta polegał na tym, że sami nie akceptowali swoich pragnień wielkościowych. Dlatego terapia polegała na stopniowym odzyskiwaniu tych pragnień, razem z towarzyszącą wściekłością związaną z ich niezaspokojeniem. Odzyskanie wielkościowych, teraz już zaakceptowanych pragnień i fantazji, miało prowadzić do przekucia ich na adekwatne do rzeczywistości ambicje i kreatywność.

Narcyzm funkcjonalny w psychologii self

Te koncepcje wyraźnie przemieszczały się w kierunku funkcjonalnego aspektu narcyzmu. Narcyzm coraz bardziej był rozumiany jako coś nie tylko normalnego, ale potrzebnego ze względu na swoje funkcje. Jedną z najistotniejszych funkcji narcyzmu miała być regulacja poczucia własnej wartości. Zakładano (Stolorow, 1975), że narcyzm pełni funkcję utrzymania ciągłości własnej osoby poprzez utrzymanie poczucia własnej wartości. Sytuacja, w której dziecko spotyka się ze zbyt dużą dozą zaniedbania lub nadużycia, nie jest w stanie w realny sposób utrzymać obrazu siebie jako wartościowego. Skutkiem tego, narcyzm oparty o zignorowanie tej traumatycznej rzeczywistości, odzyskuje równowagę poczucia własnej wartości, chociaż kosztem kontaktu z rzeczywistością. Tak samo miało się to do relacji z innymi.

Podsumowując ten prąd teoretyczny: zakładał on że za patologią narcystyczną stoi zawsze coś, co zaburzyło normalny rozwój poczucia własnej wartości lub zainteresowania własną osobą. Pociągało to za sobą istotą zmianę techniki, która nie miała na celu bezpośredniej eliminacji patologicznego zachowania, ale próbę wydobycia tego, co jest przyczyną tego patologicznego zachowania lub postawy.

Narcyzm według teorii relacji z obiektem

Trochę inaczej na narcyzm spoglądali teoretycy relacji z obiektem. Fakt, że tu też zaburzenia narcystyczne wynikały z traumatycznych doświadczeń we wczesnych interakcjach z otoczeniem. Jednak istotą narcyzmu nie było samo poczucie własnej wartości, obraz siebie, czy ambicje i kreatywność. Tak jak w innych zaburzeniach, zakładano że wczesne doświadczenia w relacji z ważnymi osobami determinują określony ich obraz. Narcyzm tutaj miał bronić przed paranoidalnym postrzeganiem ludzi. Jeśli otoczenie jest widziane jako atakujące, odrzucające za posiadanie wad lub bycie słabym, każdy chciałby przed tym otoczeniem jakoś uciec. Dziecko nie może tego zrobić fizycznie, bo nie przetrwa bez opiekunów. Może natomiast stać się niezależne od nikogo w swojej fantazji. Dotąd dopóki człowiek jest samowystarczalny, dotąd nikogo nie potrzebuje i jest bezpieczny od bolesnych relacji. A co chroni lepiej przed zależnością, jak nie wielkościowość (Modell, 1975)?

Geneza rozwojowa zaburzeń narcystycznych

To pociąga za sobą główny aspekt obronny patologicznego narcyzmu. Jest to funkcja obrony przed zależnością, którą jako kluczową widzieli teoretycy relacji z obiektem. Pociągało to za sobą teorię na temat interakcji między dzieckiem i matką, która generuje patologię narcystyczną. Rothstein (1979) zakładał, że matki które poprzez dziecko raczej zaspokajają własne potrzeby, mogą przyczyniać się do trudności dziecka. Jego zdaniem, takie matki bardziej niż emocje i osobowość ich dziecka, interesuje to, żeby być lepszą od innych mamą, żeby być lepszą niż ich własna matka, żeby wychować swoje dziecko zgodnie z jakąś ideologią, np.: żeby był prawnikiem. Problemem w tej sytuacji jest to, że przy takim wychowywaniu bardziej chodzi o ich własne potrzeby, niż o indywidualne potrzeby dziecka.

Rothstein (1979) jako prowadzących do prawidłowego rozwoju, widział takich rodziców, którzy sami ze sobą są szczęśliwi i realizują siebie, tak że nie potrzebują dziecka, aby regulować nim swoje poczucie własnej wartości. To do czego je potrzebują, to tylko po to, aby dać mu swoją opiekę i miłość. Kiedy rodzic jest w stanie akceptować i kochać siebie takim jakim jest, wtedy może to samo przekazać swojemu dziecku. Uczy je że to, co się liczy to osobowość i potrzeby dziecka, a nie ambicje rodziców.

Problem pojawiał się wtedy, gdy to nie miało miejsca i dziecko dojrzewało z poczuciem, że nie jest akceptowane ze swoją osobowością i emocjami. Aby być pokochane, musi wpisać się w pewien szablon: być rozbrykane, albo grzeczne, albo być oczytane lub być małym geniuszem. Dziecko często wtedy spełnia te osobiste ambicje rodziców, ale wyrasta na człowieka, który ma poczucie, że nie jest sobą, że udaje i nikt nie pokocha go takiego jakim jest, bo zasadniczo, nie potrafi nawet już być sobą.

Patologia narcystyczna jako obrona przed pozycją paranoidalną

Taka historia interakcji prowadzi do kluczowego problemu osób prezentujących patologię narcystyczną. Jest to paranoidalne przeżywanie relacji z ludźmi. Relacje, zależność, bliskość, są widziane jako przerażające doświadczenie. W tych okolicznościach pacjent czuje, że zostanie ponownie odrzucony, jego uczucia zlekceważone, a słabości zaatakowane. Nic więc dziwnego, że pacjent narcystyczny broni się przed zależnością tak mocno, jak boi się relacji z obiektem. To prowadzi nas do kluczowego terminu, obecnie rozumianego w teorii relacji z obiektem, jako centralny afekt w narcystycznych zaburzeniach osobowości.

Zawiść, jako kluczowy element psychodynamiki narcyzmu

Zawiść to pojęcie stworzone dużo wcześniej przez Melanie Klein (1957). Stanowi ona prymitywną formę zazdrości. Zazdrość odnosi się do sytuacji, gdzie pragniemy czegoś, co posiada ktoś inny, a my tego nie mamy, lecz chcemy to mieć. Zawiść jest afektem, w którym zazdrość staje się czymś tak bardzo nie do zniesienia, że musimy świadomie lub nieświadomie zniszczyć to, czego zazdrościmy drugiej osobie. Skutkiem tego już nie zazdrościmy, bo to czego zazdrościmy jest już zniszczone, bezwartościowe. Kiedy zawistny pacjent widzi kogoś, kto otrzymuje podziw, może wyobrażać sobie, że ta publiczność jest bezwartościowa, ten zbierający podziw osobnik na to nie zasługuje, albo jest oszustem, natomiast sam pacjent mógłby uznać, że poszukiwanie podziwu jest płytkie i żałosne. Tym sposobem cała sytuacja, otrzymywania podziwu, bycia kompetentnym w oczach innych, staje się czymś, czego pacjent nie zazdrości. W jego poczuciu, nie jest to nic obiektywnie wartościowego – wręcz przeciwnie, jest żałosne i płytkie.

Tym sposobem, pacjent który w kluczowym okresie nabywania wiedzy na temat świata, nauczył się że jest się karanym i odrzucanym za bycie sobą. Że jego uczucia i osobowość się nie liczą, ale są lekceważone. Taki pacjent prawdopodobnie może cofnąć się do obronnego zastosowania zawiści. Dlaczego zawiść jest taka kluczowa i co ma wspólnego z wielkościowością? Teoria relacji z obiektem zakłada, że główny konflikt osoby narcystycznej to konflikt wokół zależności. Narcyz pragnie miłości, ale jednocześnie bliskość jest tym czego się panicznie boi. Potrzebujemy innych dlatego, że sami nie jesteśmy samodzielni. Jednak osobowość narcystyczna nauczyła się, że bycie niesamodzielnym naraża ją na atak i odrzucenie. Ten konflikt wydaje się być w takiej sytuacji czymś potwornym. Wyobraźmy sobie, że chcemy być blisko kogoś, kto nas krzywdzi.

Funkcje obronne zawiści

Wydaje się, że jedyne rozwiązanie, aby nie cierpieć z powodu pragnienia miłości oraz lęku przed bliskością jednocześnie, to wyrzec się zależności. Poza tym, jeżeli pacjent narcystyczny chce faktycznie być wielkościowy, doskonały i perfekcyjny, nie może on nikogo potrzebować, bo to się wyklucza. Dlatego jedyny sposób, w jaki może on ten konflikt rozwiązać, to kazać patrzeć innym z daleka na jego doskonały obraz, jednocześnie nie pozwalając im się zbliżyć. Bo wtedy poznaliby jego wady i odrzuciliby / upokorzyli / zaatakowali go.

Krótko mówiąc, zakłada się że afektem utrzymującym iluzję wielkościowości oraz chroniącym przed zależnością od prześladowczego świata, jest zawiść. Pozwala ona na zaprzeczenie wartości relacji intymnych oraz wartości otaczających osobowość narcystyczną osób. Tym sposobem narcyz nikogo nie musi już pragnąć, a jeśli pragnie, to na własnych warunkach, podziwiając z daleka jakiś ideał, nie zbliżając się do niego. Choć, ponieważ z czasem u każdego da się zauważyć wady, każdy podziwiany przez osobowość narcystyczną ideał, musi spaść z piedestału, przynieść rozczarowanie i zostać porzucony, tak samo, jak według narcyza zostałby porzucony on sam, gdyby nie był idealny.

Narcyzm – podsumowanie

Niniejszy artykuł stanowi bardzo skrótowe podsumowanie zmian dotyczących terminu narcyzm. To pojęcie należy do grupy terminów, które były poddawane ogromnym modyfikacjom. W zakresie rozumienia tego terminu istnieje wiele kontrowersji i sporów wśród autorów psychoanalitycznych, co wydaje się w pewnym stopniu odzwierciedlać ten artykuł. Jest to krótkie wprowadzenie do drugiej części dotyczącej narcyzmu w rozumieniu współczesnej teorii relacji z obiektem.

Bibliografia:

Kohut, H. (1966) Forms and Transformations of Narcissism. Journal of the American Psychoanalytic Association, vol. 14(2), s. 243-272.

Kohut, H., Wolf, E., S. (1978) The Disorders of the Self and their Treatment: An Outline. The International Journal of Psychoanalysis, vol. 59, s. 413-425.

Klein., M. (1957) Envy and Gratitude: a Study of Unconscious Forces. Hogarth Press.

Modell, A., H. (1975). A Narcissistic Defence Against Affects and The Illusion of Self-sufficiency. The International Journal of Psychoanalysis, vol. 56(3), s. 275-282.

Pulver, S., E. (1970) Narcissism: The Term and the Concept. Journal of the American Psychoanalytic Association, vol. 18(2), s. 319-341.

Reich, A. (1960) Pathologic Forms of Self-Esteem Regulation. Psychoanalytic Study of The Child, vol. 15, s. 215-232.

Rothstein, A. (1979) The Theory of Narcissism: An Object Relations Perspective. Psychoanalytic Review, vol. 66(1), s. 35-47.

Stolorov, R., D. (1975) Toward a Functional Definition of Narcissism. The International Journal of Psychoanalysis, vol. 56(2), s. 179-185.

Masochizm – teoria relacji z obiektem

Masochizm – teoria relacji z obiektem

Masochizm usiłowała wyjaśnić też teoria relacji z obiektem. Znalazł on swoje wyjaśnienie w trochę inny sposób, bardziej przystępny, niż miało to miejsce w psychoanalizie o czym napisałem gdzie indziej. Zakładamy, że człowiek posiada wrodzone impulsy skierowane na zaspokajanie swoich potrzeb, a gdy te są frustrowane, skierowane na agresywne zaspokajanie potrzeb. Po urodzeniu i jeszcze długi czas dziecko nie potrafi jeszcze się kontrolować oraz jest mało odporne na frustrację, nieuchronnie prowadzi to do aktywizacji relacji z obiektem opartych o afekt nienawiści. Te aktywują skłonności agresywne skierowane na uzyskanie zaspokojenia doświadczanej w danym momencie potrzeby.Masochizm - terapia psychodynamiczna - teoria relacji z obiektem

Masochizm jako skierowanie agresji z obiektu na self

Matka jako człowiek nie jest w stanie idealnie zaspokajać wszystkich potrzeb. Dlatego staje się obiektem czasem miłości, a czasem nienawiści dziecka, gdy nie potrafi albo powstrzymuje się od zaspokojenia jego potrzeb. To stawia przed dzieckiem ogromny dylemat. Związany jest on z tym, że doświadcza ono względem matki skrajnych, zdających się być nie do połączenia, ambiwalentnych uczuć. Jednocześnie dziecko wyobraża sobie – najprawdopodobniej, tak zakłada teoria – że matka nieuchronnie będzie pewnie też obok miłości, doświadczała podobnie też nienawiści względem dziecka, albo przynajmniej będzie chciała je ukarać.

Razem z tym, zakłada się, że dziecko tworzy mechanizm skierowania agresji na siebie. Tym sposobem piecze dwie pieczenie na jednym ogniu. To znaczy, wyładowuje swoją nienawiść i unika wyładowania jej na matce, a co najważniejsze, poprzez swój ból i cierpienie uwodzi matkę do opieki. Zakłada się, że jednostki, które w procesie swojego subiektywnego rozwoju psychicznego musiały częściej używać takiego rodzaju szantażu, aby uzyskać miłość matki, mogą zinternalizować taką relację z obiektem miłości. Taką gdzie, aby uzyskać miłość i współczucie, należy cierpieć, należy sprawić sobie ogromny ból. Inaczej nie dostanie się ani miłości, ani współczucia. Tym sposobem łączą ból z przyjemnością, albo raczej miłością.

Masochizm jako narzędzie podtrzymywania poczucia własnej wartości

Inna teoria masochizmu odnosi się do jego funkcji w utrzymywaniu poczucia własnej wartości. Razem ze swoim rozwojem, dziecko opuszcza pozycję, w której fantazjuje o idealnym zaspokojeniu potrzeb przez matkę, o życiu pozbawionym frustracji. Świat niemowlęcia, która początkowo prawdopodobnie nawet nie rozpoznaje matki, to świat ciągłego zaspokojenia – o ile przebiega względnie prawidłowo. Z upływem czasu i dalszym rozwojem dziecko zostaje wystawione na frustracje związane z tym, że matka jest odrębną osobą i nie będzie wiecznie przy dziecku, że samo dziecko nie jest omnipotentne.

Przyjmuje się, że gdy ta frustracja jest zbyt duża, dziecko może na różne sposoby dążyć do utrzymania poczucia bycia wszechmocnym i silnym. Jednym z tych sposobów jest kontrola nad swoim ciałem. Ciało to jedna taka rzecz, która znajduje się pod prawie całkowitą kontrolą dziecka. Jeśli świat w subiektywnym przeżyciu podmiotu prezentuje się jako świat wrogich krzywdzących obiektów, czasami jedyną formą kontroli nad nimi jest uzyskać kontrolę nad doświadczanym cierpieniem, to znaczy zadawać je sobie samemu. Jedna z teorii systemowych zaburzeń odżywiania odnosiła się do podobnego zjawiska w tym sensie, że czasami jedynym obszarem nad którym rodzice nie mają kontroli jest jedzenie i nad tym dziecko usiłuje uzyskać kontrolę, tym sposobem kontrolując rodziców. Biorąc siebie za zakładnika, grożąc swoim zdrowiem i życiem.

Sadyzm, separacja i wyższość

Można powiedzieć, że tym sposobem masochizm, zadawanie cierpienia sobie, splata się sadyzmem. Odbywa się to poprzez kontrolowanie osób, którym na nas zależy, którym zależy na tym, abyśmy nie cierpieli. Razem z tym zostaje utrzymane złudzenie omnipotencji, kontrolowania swojego życia oraz kontrolowania innych. Ma to miejsce poprzez grożenie im własną śmiercią lub utratą zdrowia. W tym sensie masochizm łączy się z przyjemnością, to znaczy kontrolą, sadyzmem i poczuciem siły.

Tym sposobem wzorzec opisany wyżej, może służyć również jako element tożsamości, separacji względem obiektu postrzeganego jako kontrolujący i ingerujący w indywidualność self. Inną pochodną tego typu masochizmu jest masochizm moralny, tzn., wyznawanie szczególnie surowych zasad moralnych, które sprawia cierpienie, poczucie winy, ale też daje poczucie wyższości moralnej nad innymi oraz daje subiektywnie odczuwane prawo do potępiania innych.

Masochizm jako narzędzie poczucia kontroli nad traumą

Masochizm zajmuje istotne miejsce jako strategia uzyskania kontroli nad sobą, innymi oraz nad sytuacjami, które w pierwotnym przeżyciu podmiotu okazały się wymknąć spod kontroli. Kontrola upewnia nas o własnej wartości oraz chroni przed tym, czego doświadczylibyśmy, gdybyśmy nie mieli kontroli nad sobą, innymi i sytuacjami. Brak kontroli nad aspektami siebie może oznaczać rozpad określonego obrazu siebie. Poczucie braku kontroli nad ważnymi osobami nieuchronnie prowadzi do niepokoju związanego, czy to z odrzuceniem i atakiem, czy opuszczeniem lub utratą miłości. Niska kontrola nad trudnymi sytuacjami, które mają nastąpić wywołuje lęk.

Teoria traumy

Pojawia się jeszcze inny rodzaj sytuacji, które możemy mieć nieświadome pragnienie skontrolować. Są to sytuacje, nazwijmy to, traumatyczne. Sytuacja traumatyczna, bez względu na wiek, ma dwa elementy które czynią ją czymś nie do zniesienia, czymś przed czym każdy chce uciec. Po pierwsze wywołuje silną negatywną reakcję emocjonalną lub fizjologiczną. Po drugie ani sytuacja, ani powyższa reakcja nie dają się w żaden sposób skontrolować. Kluczowym elementem traumy jest to, że zostawia ona w nas pewien ślad. Można powiedzieć, że każda sytuacja, która jest bolesna i poza kontrolą ma potencjał, aby stać się doświadczeniem traumatycznym. Istotne jest tylko to, co z tym doświadczeniem robi podmiot. Czy odbiera to doświadczenie jako coś, co przekreśliło jakieś wyobrażenia o nim i o świecie, czy nie.

Jeśli dojdzie już do takiego związku wydarzenia trudnego i odebrania go jako traumę, staje się to czymś nie do zniesienia. Nie ma niczego dziwnego, że każde doświadczenie, które było trudne i nie mieliśmy nad nim kontroli, będzie długo siedzieć nam w głowie. Będziemy o tym myśleć w kółko, albo właśnie będziemy próbować nie myśleć. Będziemy robić różne rzeczy, żeby sobie z tym poradzić, jakoś opracować to w pamięci. Wszystkie te strategie skierowane są na jeden cel: uzyskanie kontroli.

Konstruktywne i patologiczne opracowanie doświadczenia traumatycznego

Jednym ze sposobów jest uzyskanie kontroli nad emocjami, uznanie tego, co zmieniło się w tym jak postrzegamy po tym wydarzeniu siebie, albo jakąś inną osobę lub cały świat. Tym sposobem dopasowujemy się niejako do tego doświadczenia, ono staje się częścią naszego życia i żyjemy dalej – uzyskaliśmy kontrolę nad emocjami z tym związanymi. Jednak, gdy ta strategia nie odnosi sukcesu, pozostaje jeszcze inny sposób. Tym drugim sposobem jest próba uzyskania kontroli nad sytuacją.

Przymus powtarzania jako rozegranie określonej fantazjowanej relacji z obiektem – teoria relacji z obiektem

Pozostaje pytanie tylko, w jaki sposób można uzyskać kontrolę nad sytuacją, która już miała miejsce. Tutaj pojawia się teoria przymusu powtarzania, jednej z jego kilku odmian. To znaczy przymusu nieświadomego poszukiwania i doświadczania tej samej sytuacji traumatycznej. Zgodnie z teorią podmiot, który nie potrafi poradzić sobie z afektem związanym z traumatyczną sytuacją,  nieświadomie (czasami i świadomie) poszukuje on podobnych sytuacji, aby na nowo stawić im czoło. Dąży, by opracować je, albo rozwiązać w inny, korzystniejszy sposób.

Zakłada się, że zabawa u dzieci może pełnić funkcje przymusu powtarzania w celu opracowania traumy. Kiedy dziecko, na które, na przykład, często się krzyczy, albo bije, bawi się w taki sposób, że krzyczy i bije zabawki. Ma to na celu ponowne zaaranżowanie tej samej sytuacji, ale tym razem to dziecko tworzy scenariusz. To ono ustala czas i miejsce oraz jest organizatorem sytuacji. Tym sposobem może inaczej spojrzeć na sytuację. Jednak przede wszystkim może ono poczuć kontrolę nad sytuacją i poradzić sobie z bolesnymi uczuciami na własnych warunkach.

Zakłada się, że ten rodzaj przymusu powtarzania rozgrywa się w każdym wieku. Bardzo wiele osób może powiedzieć, że ma pewnego rodzaju „pecha” w tym, że trafia na te same scenariusze. Jedni ciągle są porzucani, inni ciągle zdradzani, inni spotykają tylko obwiniające ich osoby i tak dalej. Coś takiego się dzieje, że pewne sytuacje i scenariusze się powtarzają. Teoria relacji z obiektem zakłada, że te sytuacje są poszukiwane nieświadomie po to, aby nad nimi uzyskać kontrolę, dlatego że pozostaje wiara, że może pojawi się ktoś, kto to całe pasmo powtarzających się traum przełamie. Można powiedzieć, że w tym rozgrywa się też masochizm jako próba uzyskania kontroli nad traumatycznymi sytuacjami.

Masochizm – teoria relacji z obiektem

Patrząc z perspektywy dzisiejszej techniki pracy, teoria relacji z obiektem bardziej ostrożnie podejmuje się rozważania masochizmu jako pełniącego określoną, wynikającą z założeń teoretycznych funkcję. Co najistotniejsze, masochizm splata się z sadyzmem i stanowią one dwie strony jednego medalu, co akurat nie jest niczym nowym. Istotne jest to, że u danego pacjenta masochizm i sadyzm rozgrywają się jednocześnie.

Wiemy, że teoria relacji z obiektem opiera się o założenie, iż jednostka rozgrywa w relacjach serie wyobrażeń na temat siebie i innych. Te wyobrażenia nazywamy teoretycznie diadami reprezentacji self i obiektu. Znajdując się one w określonej relacji, połączone przez określony afekt. Innym założeniem jest to, że pacjent identyfikuje się wymiennie i jednocześnie zarówno z self, jak i obiektem. Chociaż świadomie, dla celów obronnych, identyfikuje się z jedną stroną diady. W związku z tym, „masochistyczne” wzorce funkcjonowania są traktowane jako nic innego, jak tylko jedna z wielu konfiguracji diad relacji z obiektem. Istotne jest tylko, jaką funkcję obronną ta konfiguracja diadyczna pełni. Jakie diady relacji z obiektem znajdują się w ukryciu.

Przykład identyfikacji z obiema stronami diady reprezentacji self i obiektu – teoria relacji z obiektem

Na przykład, jakiś pacjent rozgrywa pewien, autoagresywny, jeśli można to tak nazwać „masochistyczny”, wzorzec relacji, w którym się tnie nożem po ramionach. W świadomym przeżyciu tego pacjenta i otoczenia, jest on ofiarą swoich problemów psychicznych, impulsu który karze mu się ciąć. W tle pozostaje zepchnięte co innego: to że ten pacjent tnąc się, jednocześnie identyfikuje się zarówno z ofiarą, jak i agresorem. Agresorem który zadaje ból, a bycie agresorem jest już bardziej trudne dla pacjenta do przyjęcia. Można powiedzieć, że w tym przypadku i wielu innych tego typu, sadyzm przeplata się z masochizmem, rola ofiary z rolą agresora.

Masochizm i sadyzm – teoria relacji z obiektem

Generalnie przyjmuje się, że osoby o masochistycznych skłonnościach rozgrywają w swoim życiu sytuacje, których się boją. Te gdzie, są ofiarami losu, nieszczęśliwej fortuny, braku miłości innych. W tym całym przeżywaniu siebie jako ofiary, często nieświadoma pozostaje pewna część. Część, w której te osoby same dążą nieświadomie do sytuacji, które kończą się nieszczęśliwie. Tym sposobem świadomie identyfikują się z ofiarą. Nieświadomie natomiast z pozycją, którą z różnych powodów uznają za złą, nieakceptowalną, budzącą poczucie winy. To znaczy z pozycją agresora.

Również sadyzm zawiera w sobie pewną przewrotność. Osoba agresywna krzywdzi świadomie innych, przy pominięciu tej części, w której ta przeżywa siebie jako ofiarę. Najczęściej odbywa się to w najbardziej subtelny sposób. Przyjmuje się, że nasza kultura jasno i wyraźnie dzieli role ofiary i agresora. Nie jest to jednak takie proste i wyraźne. Pacjenci bronią się przed jednoczesną identyfikacją z ofiarą i agresorem, bo wtedy świat jest prostszy. Wiadomo kiedy jest się ofiarą, a kiedy agresorem, kiedy dobrym i złym. Załóżmy, że te role przeplatają się, że nawet agresor kiedyś był albo jest ofiarą, albo ofiara gdzie indziej bywa lub jest agresorem. Wtedy świat staje się dużo bardziej skomplikowany i trudny. To pomieszanie, odcienie szarości przeciwstawiając je czarno-białemu postrzeganiu świata, są tym przed czym pacjenci się bronią. Dzieje się tak, bo te odcienie szarości są trudną rzeczą dla każdego człowieka.

Współczesne podejście do płci i ról społecznych

Razem z rozwojem bardziej elastycznego podejścia interpretacji rzeczywistości, teoria relacji z obiektem również bardziej elastycznie traktuje pewne dawniej sztywno rozumiane konstrukty, jak płeć i rola społeczna. O ile wcześniej masochizm kojarzono z kobiecością, a sadyzm z męskością, zakłada się że i ten podział jest odgórny, obronny. Że pomija pewne odcienie szarości. Każdy w swoim rozwoju tworzy własne przekonania dotyczące płci i roli społecznej. Oparte są one o to, jak doświadczał siebie i innych. Te obrazy siebie i innych, tworzące tożsamość, należy badać indywidualnie. Dlatego trudno jednoznacznie odnosić się do związku sadyzmu i masochizmu z płcią. Ten związek jest indywidualny, nawet jeśli wzorce kulturowe narzucają pewne obrazy mężczyzny i kobiety. Mimo wszystko, dziecko te wzorce zawsze nabywa od swojego otoczenia w sposób zupełnie indywidualny dla temperamentu dziecka, jak i jego otoczenia. Dlatego te pojęcia w przypadku każdego pacjenta wymagają osobnej analizy w oparciu to, jak wygląda jego świat relacji z obiektem.

Masochizm – klasyczna teoria psychoanalityczna

Masochizm – klasyczna teoria psychoanalityczna

Masochizm jest złożonym tematem, odnoszącym się głównie do teorii psychoanalitycznej. Wokół tego pojęcia, razem z rozwojem poszczególnych szkół psychoterapii, narastały kontrowersje dotyczące wyjaśnienia pochodzenia tej psychopatologii. Różne szkoły psychoterapii w odmienny sposób odnosiły się do uporczywych destrukcyjnych mechanizmów funkcjonowania jednostki. Poszukiwały ich przyczyn w dysfunkcjonalnym systemie, irracjonalnych schematach myślenia, czy realizacji potrzeb samoaktualizacji w sposób pozornie destrukcyjny.Masochizm teoria psychoanalityczna

Psychoterapia psychoanalityczna w najwęższym znaczeniu wyjaśnia masochizm, jako znajdowanie świadomej lub nieświadomej gratyfikacji w cierpieniu. Koncepcja ta już od początku stanowiła trudny orzech do zgryzienia dla społeczności psychoanalitycznych zważywszy na jego nielogiczność. Aby to wyjaśnić, należy odwołać się do fundamentów teorii psychoanalitycznej, którymi są dynamika i ekonomia nieświadomości.

Zasada dynamiki nieświadomości

Założenie, że nieświadomość jest dynamiczna, odzwierciedla przekonanie psychoanalizy, iż ludzkie instykty, impulsy, czy popędy można przyrównać do energii kinetycznej. Zasada ich działania jest również raczej podobna do zasad panujących w świecie biologicznym, czyli zasad homeostazy. To znaczy, że każda energia musi znaleźć ujście. Musi zostać też zahamowana równie silną energią o przeciwstawnym wektorze. To założenie jest fundamentem teorii popędowej pomiędzy impulsem instynktualnym i obroną przed tym impulsem. Czyli że im silniejszy impuls, tym silniejsza musi być obrona. Zatem stanowi to podwalinę dla teorii konfliktu intrapsychicznego, będącej fundamentem samej psychoanalizy.

Najbardziej uproszczonym przykładem tej zasady może być pacjent, który posiada silne impulsy agresywne. Te impulsy są postrzegane jako „nieakceptowalne”, dlatego nie mogą zostać zrealizowane. W efekcie taki pacjent swój dylemat rozwiązał tak, że na poziomie nieświadomym odczuwa silne impulsy agresywne. Na poziomie świadomym ciągle czuje silny lęk przed agresją. W ten sposób pacjent nie realizuje silnych impulsów agresywnych, gdyż te zostały zahamowane przez równie silny lęk przed własną agresją. Funkcję hamującą pełni również wyobrażenie, że agresja jest czymś złym i nieakceptowalnym. Gdyby lęk był mniej intensywny, aniżeli impulsy agresywne, najprawdopodobniej ten pacjent przejawiałby jednak pewną dozę zachowań agresywnych. To otworzyłoby drogę do innych konflików, na przykład wokół poczucia winy, ale związanego już tymi czynami.

Zasada ekonomii nieświadomości

Założenie, iż nieświadomość podlega zasadzie ekonomii mówi, iż impuls zostaje zrealizowany zawsze możliwie najprostszą drogą, a zatem jeśli dany impuls jest „akceptowany”, to automatycznie pojawia się przyzwolenie na to, iż zostanie on zrealizowany. Przykładem takiej ekonomii jest impuls jedzenia: w naszej kulturze jedzenie stanowi raczej mniej obudowaną normami dziedzinę i gdy tylko czujemy głód z reguły sięgamy po jedzenie. Inaczej w naszej kulturze podchodzi się do seksualności i agresji, bądź też do poszczególnych afektów. Kultura narzuca pewne normy na to, jak może być realizowana agresywność i seksualność, czy „emocjonalność”. Najbardziej typowymi normami jest to, że nie atakujemy ludzi tylko dlatego, że przypominają nam kogoś kogo nie lubimy, albo nie uprawiamy seksu z pierwszą napotkaną osobą na ulicy, która nam się spodoba.

Nieuchronność norm społecznych

Z tymi normami w dzisiejszych czasach ktoś mógłby się nie zgodzić, powołując się na stale rozluźniające się normy społeczne, bądź normy określonych środowisk społecznych. Należy zauważyć, iż nasze społeczeństwo niekoniecznie należy traktować jako dążące do rozhamowania. Razem z afiliacją stosunku seksualnego, eliminującą kolejne zakazy dotyczące relacji międzypłciowych, międzypokoleniowych, międzywarstwowych społecznie i międzyetnicznych, pojawiają się kolejne normy dotyczące wyglądu, statusu i zachowania. Paradoksalnie mogą one prowadzić do zahamowania, np.: u osób doświadczających silnego lęku związanego z niemożnością zaspokojenia stale rosnących oczekiwań kulturowych dotyczących poszczególnych roli płciowych.

Wracając do zasady ekonomii, kluczowym założeniem w niej jest to, że przy uwzględnieniu wszystkich zakazów społecznych, oraz subiektywnych nieświadomych reguł, impuls jest realizowany najprostszą drogą. Czyli realizacja impulsu zawsze uzależniona jest od określonych zasad społecznych, oraz subiektywnych norm jednostki, ale też zawsze realizowana w możliwie najprostszy sposób. Najprościej wyjaśniając, większość osób szuka partnera w najbliższym otoczeniu, a nie jeździ na drugi koniec kraju na imprezy, żeby tam kogoś poznać.

Masochizm, a zasada ekonomii nieświadomości

Wracając do kontrowersyjności masochizmu, o ile ten nie wydaje się być niezgodny z zasadą dynamiki, to zupełnie zaprzecza on zasadzie ekonomii, gdyż trudno zgodzić się z tym, iż znajdowanie przyjemności w cierpieniu ma jakiekolwiek znamiona ekonomii. Przecież dużo prościej jest po prostu realizować impuls, aniżeli uzyskiwać zaspokojenie poprzez cierpienie. Rozwiązania tego należy szukać jednak u samych podstaw psychologii psychoanalizy, to znaczy w założeniach teoretycznych proponujących hipotetyczne wyjaśnienie procesu powstawania psychiki u człowieka jako ssaka.

Zakłada się, iż głównym powodem powstania takiego zjawiska jak ludzka psychika jest fakt, iż człowiek jest istotą społeczną. Zauważmy, że wszelkiego rodzaju zwierzęta posiadają jakiegoś rodzaju „świadomość” – to czy ktoś to nazwie nadświadomością, czy instynktem, czy podświadomością, to już kwestia terminu i definicji – której zadaniem jest w mniej lub bardziej nieokreślonym stopniu kontrolowanie siebie celem dopasowania się do systemu reprezentowanego przez społeczność stada, grupy, roju, itd. Wszelkiego rodzaju istoty funkcjonujące w grupie, nie funkcjonują w niej z przypadku i wyuczenia, ale prezentują pewien zakres, nazwijmy to, „instynktu stadnego”, który pozwala im na funkcjonowanie w ich systemie, czy to jest stado wilków, czy kolonia mrówek.

Świadomość jako konsekwencja powstania społeczeństwa i kultury

Gradacją tej świadomości zajmowali się inni już specjaliści, natomiast ma się to tak do psychologii człowieka, że zakłada się, iż człowiek w mniej lub bardziej nieokreślonym procesie nauczył się funkcjonować w bardzo wysublimowanej sytuacji społecznej, w której jego funkcjonowanie i zasadniczo przetrwanie, uzależnione jest od integracji dwóch sprzecznych sobie trendów znajdujących się w obrębie jednostki. Są to jego fizjologia oraz oczekiwania kulturowe, bądź społeczne. Zatem w procesie swojego rozwoju człowiek, aby móc adekwatnie funkcjonować w swojej społeczności, musi do niej dopasować się.

To dopasowanie pociąga za sobą zorganizowaną kontrolę nad jego fizjologią, nad wszelkimi jego potrzebami fizjologicznymi. Stopniowy rozwój takiego zjawiska jak społeczność, społeczeństwo, czy kultura, wymusiły na człowieku stworzenie zdolności do samokontroli. Razem z tym pojawiła się zdolność autorefleksji i razem z tym innych funkcji psychicznych, które spotkać możemy tak rozwinięte tylko u człowieka. Psychoanaliza, przynajmniej ta wczesna, zakładała że rozwój społeczeństwa postępował razem z rozwojem stada w społeczność i pewną kulturę. Z typowo zwierzęcego instynktu stadnego, psychika człowieka rozwinęła się w człowieku aż do poziomu świadomości. Skutkiem tego człowiek jest istotą świadomą, społeczną, indywidualną. Niemniej jednak, jednocześnie pozostaje w służbie swojej fizjologii, biologii, swoich instynktów, nazwijmy to, zwierzęcych.

Masochizm jako konsekwencja powstania konstruktu społeczeństwa i kultury

Jak to ma się do masochizmu? Zakłada się, że sam fakt konieczności samokontroli, wyuczenia pewnych wzorców kulturowych, pociąga za sobą hamowanie potrzeb fizjologicznych. To samo w sobie można traktować jako masochizm. Z tym wiąże się podstawowa definicja masochizmu, tj., zdolności do znoszenia, podejmowania się, czy nawet czerpania satysfakcji i przyjemności z cierpienia, które ma doprowadzić do osiągnięcia przyjemności. Można powiedzieć, że sama konieczność samokontroli, spełniania pewnych oczekiwań zakłada hamowanie. To hamowanie z punktu widzenia biologii człowieka nie jest do końca usprawiedliwione. Ale jest ono uzasadnione z punktu widzenia kultury i społeczeństwa. W tym sensie każdy z nas jest masochistyczny, że chodzi do pracy czekając miesiąc na pensję zamiast iść i ukraść. Że przestrzegamy tysięcy różnych reguł społecznych, jak choćby nawet konieczność chodzenia w ubraniu i mycia się. Tych reguł być może nie przestrzegalibyśmy, gdybyśmy nie przynależeli mentalnie do naszej kultury, gdybyśmy nie byli nią przesiąknięci do szpiku kości.

Razem z tym związkiem człowieka ze społeczeństwem człowiek rozwinął afekty, które stanowią pewnego rodzaju reprezentanty popędów. O funkcji afektów oraz ich rozwoju w popędy, napisałem gdzie indziej. Istotne tutaj jest to, że są takie afekty które mają charakter typowo społeczny, mianowicie wstyd i poczucie winy. Pozostałe afekty da się odczuwać bez odniesienia do norm społecznych czy kochanych osób, ale tych nie. Są one nieuchronnie związane ze społeczeństwem, kochanymi osobami i naszą kulturą.

Masochizm jako pojęcie splecione z poczuciem winy

Można powiedzieć, że psychoanaliza szczególnie umiłowała sobie afekt poczucia winy i to na nim zbudowała pojęcie masochizmu, zakładając że masochizm jest niejako formą antycypacji winy, świadomością że dany czyn spotkałby się z karą. Jedna z teorii masochizmu zakłada, że jedną z jego funkcji jest forma oczyszczenia się z poczucia winy: ukarania się, albo ukarania siebie zanim zostanie się ukaranym przez innych. Nie brzmi to logicznie.

Nabiera to sensu, gdy założymy że popędowość biologiczna, jak i mechanizmy socjalizacji to potężne siły, z których to, co kontroluje nasza świadomość, to czubek góry lodowej. W obliczu takiego założenia uzasadnione staje się to, skąd biorą się rozwiązania kompromisowe, objawy itd. Oczywiście to założenie, z którym można się nie zgadzać. Zakładając, że uwewnętrznione reguły reprezentowane przez jednostkę są zbyt surowe, a ten jak każdy człowiek posiada swoją biologiczność, to znaczy potencjał do egoistycznego zaspokajania swoich fizjologicznych potrzeb, taki człowiek może mieć trudność w osiągnięciu kompromisu między zinternalizowanymi regułami i swoimi biologicznymi popędami, nie mając przy tym poczucia że robi coś wbrew zasadom.

W takiej sytuacji złamania własnych reguł nauczonych przez najbliższych, poczucie winy i wstyd są zbyt trudne do świadomego zniesienia. Nie jest niczym bezzasadnym, aby nie miał pojawić się mechanizm wypierający te afekty, albo izolujący od siebie zaspokojenie i poczucie winy z nim związane. Nie byłoby niczym bezzasadnym uznać, że te afekty, chociaż wyparte lub odizolowane, będą wciąż aktywne. Domagałyby się wtedy zaspokojenia ich żądań – w tym wypadku poczucie winy domagałoby się kary. Stąd, zakłada psychoanaliza, pojawia się nieświadome poczucie winy oraz przymus ciągłego uciszania tego poczucia winy jakiegoś rodzaju karą. Klasyczna teoria zakłada, że nieświadomie podmiot antycypuje fantazjowaną przezeń karę. Dlatego sam sobie ją wymierza identyfikując się ze swoim opiekunem.

Koncepcja ścierających się potężnych, nieświadomych sił

Spójrzmy na to z racjonalnego punktu widzenia. Biorąc pod uwagę, że klasyczna psychoanaliza zakłada, że zarówno siły kulturowe, normy i reguły społeczne, jak i siły biologiczne, są siłami potężnymi ścierającymi się w człowieku – pogląd na temat wyparcia albo tych pierwszych, albo drugich, nie wydaje się być czymś wyssanym z palca. W każdym razie tak twierdzi klasyczna teoria. Tym sposobem, według tych założeń może dojść do bezpośredniego zbliżenia i związku przyjemności z bólem. Przyjemności reprezentującej zaspokojenie oraz bólu reprezentującego uczynienie zadość nieznośnemu poczuciu winy. Teoria klasyczna założyła, że ten związek może stać się bezpośredni. Nieświadomie podmiot nie jest w stanie już rozdzielić przyjemności od bólu i musi doświadczać ich jednocześnie. Robi to, aby móc tym sposobem zaspokajać biologiczne popędy, jak i zinternalizowane reguły społeczne.

Masochizm – podsumowanie teorii klasycznej

Klasyczna teoria psychoanalityczna podejmuje się tematu masochizmu jako bezpośrednio wynikającego z poczucia winy. To poczucie winy odnosi się do pierwotnych, potężnych sił. Te siły związane są zarówno z biologiczną, jak i socjalizacyjną częścią funkcjonowania człowieka, które są przeciwstawne w swoich dążeniach. Masochizm stanowi próbę kompromisu między tymi dwoma siłami, poprzez samoukaranie, poczucie winy, przestrzeganie surowych norm. W drugiej części artykułu można zapoznać się z bardziej współczesnymi koncepcjami masochizmu.

Na czym polega psychoterapia psychodynamiczna cz. 2

Na czym polega psychoterapia psychodynamiczna cz. 2
Na czym polega psychoterapia psychoanalityczna – cz. 2 przeciwprzeniesienie

Psychoterapia psychoanalityczna wyróżnia się na tle innych metod leczenia analizą przeciwprzeniesienia. Obok niej, najważniejszą techniką jest analiza przeniesienia. Jest to analiza tego, co odczuwa psychoterapeuta w stosunku do pacjenta. Wyżej opisałem to, iż pacjent tworzy pewne sytuacje w swoim życiu. Oznacza to, że tworzy też pewne sytuacje w relacji terapeutycznej.

Kluczowa jest zatem postawa terapeuty polegająca na analizie własnych reakcji na pacjenta. Jest to niezmiernie delikatny temat, gdyż zarzuca się psychoanalizie, iż terapeuta może przelewać swoje własne problemy na pacjenta. Innym zarzutem jest to, że przecież terapeuta też ma swoje problemy i jego postrzeganie pacjenta może wynikać z jego osobistych problemów, a nie pacjenta. Stąd psychoterapeuci mają obowiązek znajomości swoich własnych typowych sposobów reakcji na innych. Analityk ma za zadanie próbować zrozumieć wszystkie afekty, które wydają mu się być nietypowe dla niego.

Psychoterapia dynamiczna – struktura leczenia

Pacjenci mają tendencję na różne sposoby umieszczać afekty w terapeucie. Pewnym zarzutem, jaki stawia psychoanaliza innym podejściom jest to, że te nie podejmują się analizy „struktury leczenia”. Struktura leczenia to godziny spotkań, urlopy, cena za sesje, sposób odwoływania sesji. Pacjenci często racjonalizują, iż nie mają znaczenia ich spóźnienia, nieobecności, urlopy, przerwy w zażywaniu leków, odreagowania między sesjami poprzez używki, przypadkowy seks lub cięcie się. Wszystko to jednak robi bardzo różne rzeczy z psychoterapePsychoterapia psychoanalitycznautą. Często pacjent opowiada o mało znaczących zmianach, nie widząc żadnego istotnego materiału. Jednocześnie upija się między sesjami, albo wychodząc z gabinetu dzieli się tym, że miał próbę samobójczą.

Dlaczego analiza struktury leczenia jest tak ważna

„Struktura leczenia” podlega w psychoterapii psychodynamicznej takiej samej analizie, co tematy poruszane przez pacjenta. Wielu pacjentom wydaje się to dziwne, ale może w zrozumieniu tego dobra będzie analogia. Wydaje się, że udana randka polega na odpowiednich tematach, nastroju, uwadze itd. Buduje się wtedy pozytywna relacja. Jednak jeśli pomimo tego nastroju, dobranych tematów, odpowiedniego zachowania, nie przychodzimy na co drugą randkę, to wygląda to inaczej. Potencjalny partner, chociaż zdający sobie sprawę ze światnych randek, równolegle odczuwa frustrację, poczucie odrzucenia i złość. Nawet jeśli nieobecności za każdym razem wynikały z „niezmiernie ważnych przyczyn”. W ten sposób budują relację pacjenci z terapeutą, usiłując zaprzeczyć temu, co rozgrywa się równolegle.

Psychoterapia psychoanalityczna – co podlega analizie

Stąd analizie podlegają wszystkie obszary, z jakimi pacjent wchodzi w relację. Często są to zupełnie nietypowe rzeczy, jak sposób ubierania się pacjenta, jego tematy, czy postawa względem terapeuty. Pacjenci często „umieszczają” w terapeucie pewne nieświadome afekty. Najlepszym przykładem umieszczania w innych nieakceptowanych afektów jest sytuacja, gdy nieświadomie złości nas to, że musimy przychodzić punktualnie na spotkanie. Nie zdajemy sobie z tego sprawy oczywiście, ale jakoś tak się zawsze dzieje, że jesteśmy spóźnieni o parę minut. Po dziesiątym lub trzydziestym spóźnieniu ktoś już jest na nas zły. W ten sposób złość na przymus punktualności umieściliśmy w drugiej osobie.

Analiza przeniesieniowo-przeciwprzeniesieniowa i przepracowanie w psychoterapii

Teoretycznie zakłada się, że psychoterapia opiera się na wglądzie. Według ogólnej teorii psychologicznej wgląd dzieli się na wgląd intelektualny i emocjonalny. Specjaliści z Instytutu Zaburzeń Osobowości Uniwersytetu Cornell uznali jednak, iż uzyskanie wglądu nie jest głównym narzędziem zmiany w psychoterapii psychodynamicznej. Tutaj kilka słów wyjaśnienia dla specjalistów, którzy byli przekonani do tej pory, że główne techniki pracy w psychoterapii psychodynamicznej, to klaryfikacja, konfrontacja i interpretacja. Są to techniki wyróżniające to podejście, ale nie stanowią one o istocie pracy psychoanalitycznej. Znakiem rozpoznawczym psychoterapii psychoanalitycznej nie są techniki interpretacji, konfrontacji i klaryfikacji, czy odnoszenie się do teorii psychoanalitycznej. Kluczowym aspektem pracy psychodynamicznej jest analiza przeniesienia i przeciwprzeniesienia.

Psychoterapia psychoanalityczna TFP (Transference Focused Psychotherapy)

Psychoterapia Skoncentrowana na Przeniesieniu (TFP) posługuje się również dodatkowym pojęciem. To pojęcie dodatkowo podkreśla, iż analiza przeniesieniowo-przeciwprzeniesieniowa jest kluczowym narzędziem pracy. Chodzi o pojęcie przepracowania (ang. working through) w psychoterapii. Rozwój przeniesienia u pacjenta jest pierwszym etapem tego procesu. Pacjent, używając języka psychologii, poprzez „samospełniające się proroctwo”, nieświadomie doprowadza do tego, że psychoterapeuta psychodynamiczny realizuje jego obawy. Oczywiście odbywa się to często tylko w fantazji pacjenta. Jeśli pacjent uważa terapeutę za skąpego, może np.: żądać obniżenia ceny sesji bez powodu. Terapeuta usiłując omówić znaczenie tej prośby oczywiście nie obniży od razu ceny. W rezultacie pacjent będzie zgodnie ze swoimi oczekiwaniami, postrzegał terapeutę jako skąpego. Jest to bardzo uproszczony przykład, ale ilustruje on to jak pacjenci tworzą pewne przekonania o terapeucie, chociaż nie zawsze mają na to dowody.

Rozegranie w przeniesieniu

Razem z pojawieniem się przeniesienia, pojawiają się nieświadome działania pacjenta ukierunkowane na wytworzenie przeciwprzeniesienia u terapeuty. Zważywszy na to, że terapeuta nie jest robotem i posiada pewien zakres empatii, postawa pacjenta, jego obawy i oczekiwania, będą wpływać na to, jak terapeuta odbiera pacjenta. W efekcie tworzy się przeciwprzeniesienie. Interakcja pomiędzy tymi dwoma prowadzi do rozegrania w przeniesieniu (ang. transference enactment). TFP traktuje te sytuacje jako coś nieuchronnego, gdy obawa pacjenta ostatecznie się potwierdza poprzez jego nieświadome działania.

Rozegranie w przeniesieniu – przykład

Przykładem takiego rozegrania w przeniesieniu może być sytuacja, gdy pacjent mocno nie ufał terapeucie. Bał się on, że terapeuta nie będzie przestrzegał tajemnicy zawodowej, dzieląc się ze znajomymi tym, co usłyszał od pacjenta. Terapeuta w kontrkacie z pacjentem nie wspomniał o tym, że swoją pracę poddaje superwizji, tj., konstultacji z innym doświadczonym terapeutą-superwizorem. Pacjent na internecie gdzieś przeczytał, iż każdy terapeuta się superwizuje, więc jego terapeuta pewnie też. Uznał to zatem za łamanie tajemnicy przez terapeutę i zdradę z jego strony. W ten sposób obawa pacjenta się potwierdziła: „nie można ufać terapeucie, ponieważ ten łamie tajemnice zawodową”. Wyjaśnienia terapeuty, iż superwizja objęta jest tajemnicą i jest czymś naturalnym, były tylko potwierdzeniem dla pacjenta tego, że terapeuta go okłamuje.

Psychoterapia psychoanalityczna – funkcja obserwująca terapeuty

Takie sytuacje w TFP traktowane są jako nieuchronne, bo związane z nieświadomym przeżywaniem przez pacjenta relacji z terapeutą. Zatem rozegranie jest trzecim etapem przepracowania. W czwartym etapie psychoterapeuta ma za zadanie zrozumieć, że to co rozgrywa się w relacji terapeutycznej, prezentuje nieświadomą relację self i obiektu, aktywowaną przez pacjenta w relacji terapeutycznej. Psychoterapeuta tę sytuację odnosi do pozostałego materiału pacjenta i omawia z pacjentem te emocje, przekonania i interakcje, jakie się rozegrały w terapii. Ukoronowaniem tego jest interpretacja obronnych funkcji tego rozegrania.

Proces przepracowania – przykład

Przykładem tego procesu może być powyższy pacjent nie ufający terapeucie. Najpierw uruchomiło się jego przeniesienie, tj., przekonanie, że terapeuta nie jest godny zaufania. Terapeuta widząc, że pacjent nie mówi mu wszystkiego, sam zaczął mieć w związku z tym uczucia bezradności i poczucia krzywdy związanych z tym, że pacjent nie pozwala sobie pomóc i odrzuca jego pomoc. Jest to przeciwprzeniesienie. Ostatecznie pacjent dowiedziawszy się o tym, że terapeuta superwizuje jego sesje, uznał to za potwierdzenie jego obaw. Pacjent zareagował na to wściekłością, podczas gdy terapeuta czując się zaatakowany, usiłował się wytłumaczyć, czując się jeszcze bardziej niesprawiedliwie potraktowany przez pacjenta i bezradny. Ta część to było rozegranie.

Ostatecznie jednak terapeuta zaczął zastanawiać się nad tym, co dzieje się z nim i pacjentem. Zauważył, że nie ma zwyczaju czuć się skrzywdzony przez pacjenta, ani nigdy wcześniej nie tłumaczył się przed pacjentami. Sugerowało to, iż te emocje zostały wywołane przez działania pacjenta i jego obawy, oraz oczekiwania. Psychoterapeuta mając to w pamięci, zaczął omawiać z pacjentem to, iż w jego fantazji potwierdziły się obawy pacjenta odnośnie nieszczerości terapeuty. Pacjent reagował na to złością.

Proces przepracowania – przykładowa interpretacja

Terapeuta zdał sobie sprawę, iż uczucia jakie wcześniej sam odczuwał, być może odnoszą się do nieakceptowanych uczuć pacjenta, które ten woli wywoływać u innych. Zasugerował pacjentowi, iż być może jego złość na nieszczerego terapeutę jest obroną przed jego poczuciem krzywdy i bezradnością. Być może pacjent przywiązał się do terapeuty, chce mu zaufać, ale się tego boi, ponieważ stale przypisuje terapeucie wrogie i obojętne impulsy, myśląc że ten go zdradzi i odepchnie. W efekcie pacjent broni się przed tym przywiązaniem, lękiem, bezradnością i poczuciem krzywdy, poprzez oskarżanie „nieuczciwego” terapeuty. Trochę tak jakby pacjent chciał te trudne uczucia wywołać w terapeucie, samemu pozbywając się ich, a czując tylko złość.

Czyli pacjent poprzez złość i oskarżenia względem fałszywego w jego fantazji terapeuty, broni się przed relacją jaka tworzy się pod spodem. Ta relacja to pacjent doświadczający lęku, bezradności i poczucia krzywdy, na myśl że przywiązał się do terapeuty, ale nie wie czy ten terapeuta go nie odepchnie i nie wykorzysta. Pacjent po tej interpretacji stał się bardziej spokojny i uznał, że coś może tym jest.

Psychoterapia psychoanalityczna – kilka istotnych kwestii

Omówiony wyżej proces i przykład omawiają kluczowy aspekt pracy terapeutycznej w modelu psychodynamicznym TFP. Psychoterapia psychoanalityczna jest procesem długoterminowym i wyżej opisana analiza przeniesienia i przeciwprzeniesienia, wydają się wyjaśniać, dlaczego potrzeba czasu, aby możliwe było opracowanie problemu osoby zgłaszającej się do leczenia. Relacja musi się rozwinąć stopniowo, jak każda relacja intymna. Poza tym, często sama wiedza nie pomaga pacjentowi i musi on uzyskać kontakt z emocjami, jakie stoją za danym wzorcem zachowania. Odbywa się to tylko poprzez rozegranie i przepracowanie, czyli interpretację tego, co rozegrało się przeniesieniu.

Wbrew pozorom w psychoterapii psychodynamicznej nie chodzi o samowiedzę, albo o jakieś istotne informacje o sobie – to pełni rolę drugorzędną. Faktycznie pacjent w terapii uzyskuje świadomość na temat pewnych wzorców funkcjonowania. Jednak podstawowym zadaniem psychoterapii psychodynamicznej jest doprowadzenie do tego, by pacjent zaczął pamiętać pewne relacje, pewne emocje, pewne swoje role i obrazy, zamiast rozgrywać je w przeniesieniu. Dlatego kluczowe jest zrozumienie, przed czym pacjent się broni prezentując dany wzorzec relacji. Zatem psychoterapia zamienia rozgrywanie pewnych relacji pomiędzy self i obiektem pacjenta, na kontakt z doświadczeniami i emocjami, których zepchnięcie do nieświadomości stało się przyczyną utworzenia takiego wzorca relacji. Dlatego tyle czasu zajmuje dotarcie nie do wspomnień samych w sobie, ale do emocji związanych z tymi wspomnieniami.

Psychoterapia psychoanalityczna, a przeszłość

Pewnym mitem jest pogląd, że psychoterapia psychoanalityczna oznacza „grzebanie się w przeszłości”. To prawda, że terapeuta musi na początku zebrać jak najwięcej informacji o życiorysie pacjenta, jednak po tym zaczyna zajmować się przede wszystkim tym, co dzieje się w bieżącym życiu pacjenta, oraz tym co dzieje się w relacji pomiędzy nim, a pacjentem. To właśnie te emocje, wydarzenia, pewne układy ról, które pojawiają się w teraźniejszych relacjach z otoczeniem pacjenta i w relacji z terapeutą, są najcenniejszą informacją o obrazie obiektu i self, oraz o oporze podmiotu.

Zupełna większość procesu terapeutycznego opiera się na analizie bieżącej sytuacji pacjenta i jego bieżących relacji. W psychoterapii psychodynamicznej nie chodzi o to, aby omawiać przeszłość. Chociaż można spotkać się z taką opinią specjalistów na temat tego podejścia. Przeszłość stanowi tło, które rozgrywa się w teraźniejszym życiu pacjenta. Nie zmieniamy przeszłości pacjenta, ale zmieniamy jego teraźniejszość, ponieważ pacjent nie żyje w przeszłości, lecz w teraźniejszości.

Na czym polega psychoterapia psychodynamiczna cz. 1

Na czym polega psychoterapia psychodynamiczna cz. 1
Na czym polega terapia psychodynamiczna cz. 1 – przeniesienie

Często spotykam się z pewną niewiedzą dotyczącą psychoterapii psychodynamicznej. Bardzo często zdarza się, że pacjent uczestniczący w takiej formie pomocy psychologicznej sam nie wie, na czym ta psychoterapia polega. Z tego względu postaram się po krótce wyjaśnić na czym polega terapia psychodynamiczna i jaka w niej jest rola terapeuty, a jaka jest rola pacjenta.

Na różnych forach psychologicznych, albo w rozmowie z osobami uczestniczącym w psychoterapii psychoanalitycznej i jej podobnymi ujęciami, można spotkać się z opisem, iż psychoterapia ta po prostu polega na mówieniu: pacjent mówi, a terapeuta przez większość czasu milczy i czasami do czegoś się odnosi. Gdyby spojrzeć z zewnątrz na taką sesję terapeutyczną, można odnieść wrażenie, że tylko o to chodzi. Taki pogląd jednak jest conajmniej powierzchowny.
Na czym polega terapia psychodynamiczna

Terapia psychodynamiczna – analiza przeniesienia

Każda osoba w procesie wychowania i społecznego uczenia się, nabyła pewien wzorzec funkcjonowania poznawczego i emocjonalnego. Oczywiście pierwszymi osobami, od których nauczyliśmy się swojego wzorca relacji, są najczęściej rodzice. W procesie wychowania generalnie uczymy się dwóch najistotniejszych informacji: o świecie zewnętrznym, oraz o nas samych. Terapia psychodynamiczna nazywa obraz świata zewnętrznego relacją z obiektem. Obraz nas samych, jaki nabyliśmy w procesie wychowania nazywamy self. W oparciu o obraz self i obiektu, każdy człowiek tworzy pewien podstawowy układ relacji pomiędzy self i obiektem.

Terapia psychodynamiczna – diada relacji self i obiektu

Dokładniej mówiąc, terapeuta poznawczy powiedziałby, że każdy posiada pewne skrypty zachowania w relacji ze sobą i innymi. Psychoterapeuta psychodynamiczny powie, że każdy nasz świat interakcji składa się z pojedynczych jednostek komunikacji. Ta jednostka składa się z obrazu self, oraz obrazu obiektu, które są połączone ze sobą określonym afektem. Zatem, na przykład, taka jednostka składa się z obrazu self jako odrzuconego, oraz obrazu obiektu jako obojętnie odrzucającego, a łączącym afektem może być wstręt z powodu którego obiekt odrzuca self. Nasze wyobrażenia siebie i innych opierają się na szeregu takich podstawowych jednostek relacji self i obiektu. Te jednostki nazywamy diadami self i obiektu. Psychoterapia polega na analizie relacji pomiędzy tymi diadami. Podstawą relacją między diadami jest diada obronna, oraz diada reprezentująca impuls. Na przykład wyżej opisana diada o jednego z moich pacjentów stanowiła obronę przed pogardą względem innych. Stanowiła więc obronę przed impulsem agresywnym.

Terapia psychodynamiczna – Początki afektów

Jak wiadomo, człowiek jest istotą emocjonalną i posiadającą potrzeby. Każdy z nas posiada podstawowe instynktualne potrzeby, które były zaspokajane od początku naszego życia i w gruncie rzeczy relacja z obiektem opiera się na zaspokojeniu tych potrzeb. Tutaj istotne znaczenie pełnią emocje, które są naturalnym informatorem dotyczącym zaspokojenia lub niezaspokojenia potrzeby instynktualnej. Takimi podstawowymi afektami posługują się już niemowlęta, które w sytuacji głodu płaczą, albo uśmiechają się, gdy są nasycone i doświadczają obecności matki. Podstawowe afekty można podzielić na te związane z niezaspokojeniem potrzeb, czyli afekty negatywne, oraz na te związane z zaspokojeniem potrzeb, czyli afekty pozytywne. W procesie rozwoju afekty pozytywne i negatywne rozwijają się i tworzą wachlarz różnych emocji pozytywnych i negatywnych. Razem z różnymi doświadczeniami, z jakimi spotyka się dziecko, wyłania się ogólny obraz obiektu, oraz self. To jaki ten obraz jest, wynika z tego, jakich emocji dziecko głównie doświadczało.

Terapia psychodynamiczna – frustracja

Oczywiście pojawienie się negatywnych emocji jest czymś nieuchronnym, ponieważ istnienie potrzeb z góry zakłada, że czasami mogą być one zaspokojone z pewnym opóźnieniem. Tutaj uważa się, że kluczową rolę w rozwoju relacji z obiektem, pełni matka, z którą niemowle początkowo znajduje się w relacji symbiotycznej i dopiero z czasem uczy się, że matka jest odrębnym bytem, który może być chwilami nieobecny, czyli frustrujący. Przy prawidłowym rozwoju emocje pozytywne równoważą emocje negatywne i dziecko uczy się, że kochany obiekt bywa czasem frustrujący, zatem zaczyna łączyć przeciwstawne afekty w jeden obraz.

Problem zaczyna się, gdy dziecko nie jest w stanie poradzić sobie z frustracją w relacji z matką, albo z powodu jakiejś własnej nietolerancji frustracji, albo z powodu jakiegoś rzeczywistego zaniedbania. Wtedy niemożność zintegrowania obrazu obiektu w jeden obraz posiadający dobre i złe cechy, prowadzi do pewnych działań obronnych i może to doprowadzić do postrzegania świata w kategoriach złych i dobrych obiektów, które są od siebie rozdzielone. Przewaga takich obrazów obiektów złych, frustrujących lub prześladowczych sprawia, że świat nabiera negatywnych cech, przed którymi dziecko musi się jakoś ochronić.

Terapia psychodynamiczna – rozszczepienie

Taki obraz świata utrudnia dziecku stworzenie własnej indywidualnej osobowości. Wynika to z tego, że dziecko nie mogąc połączyć afektów negatywnych i pozytywnych, odszczepia te negatywne. Tym sposobem dzieli relacje na idealnie dobre i idealnie złe. Nie potrafi dostrzec w bliskiej osobie jej wad, ale zaprzecza im. Natomiast gdy uzna jakąś osobę za złą, nie dostrzega w niej dobra. To uproszczenie pozwala na izolację względem siebie pozytywnych i negatywnych afektów. Dzieje się tak dlatego, że gdyby te afekty zostały połączone w jednej osobie, okazałoby się, że nie ma idealnej osoby. Brak idealnej osoby oznacza, że niemożliwe jest idealne szczęście. U osób niezdolnych do tolerowania frustracji zrodziłoby to świadomą pustkę i depresję. Dzięki idealizacji i rozszczepieniu pozytywnych i negatywnych afektów, możliwa jest wieczna pogoń za idealną relacją. Ta pogoń pozwala na zaprzeczenie depresji związanej ze świadomością, że świat nie jest idealny, oraz co gorsza, że podmiot nie jest idealny.

Terapia psychodynamiczna – opracowanie afektów

Obrona przed ambiwalencją w postrzeganiu innych, chroni przed dostrzeżeniem własnych wad, oraz własnych impulsów agresywnych. To właśnie uświadomienie sobie, że świat i każda osoba są stale zanieczyszczone przez agresję i zło, oraz że nieuchronnie sam podmiot posiada wady, oraz wrogie impulsy, tworzą zagrożenie depresji. Dlatego rozwój osobowości staje w miejscu u osób, które w wyniku realnych lub fantazjowanych frustracji, nie potrafiły uzyskać ambiwalencji. Nabycie ambiwalencji pozwala na akceptację ułomności innych i siebie. Wiąże się to ze świadomością własnych impulsów agresywnych.

Świadomość impulsów agresywnych pozwala na ich różnorodne opracowanie. Głównymi sposobami opracowania agresji jest poczucie winy. Poczucie winy, wynikające ze świadomości własnej agresji stwarza zdolności do miłości i wdzięczności, które w gruncie rzeczy według Klein opierają się na poczuciu winy. To wyjaśnia fakt, iż osoby głęboko zaburzone nie są w stanie wchodzić w długotrwałe relacje i nie są zdolne do tworzenia satysfakcjonujących i nie zdominowanych przez agresję relacji intymnych. Te osoby nie są zdolne do poczucia winy.

Terapia psychodynamiczna – rozwój osobowości

Dochodzi zatem do opracowania agresji, które ma miejsce dzięki uświadomieniu sobie własnych impulsów względem niedoskonałego świata. Dochodzi też do zgody na impulsy agresywne ze strony świata. Opracowanie własnej agresji pozwala na stworzenie bardziej wysublimowanego sposobu postrzegania świata, opartego o ambiwalencję, a co za tym idzie, o zdolność do osiągnięcia pełni w kochaniu i nienawidzeniu. Należy jednak pamiętać, że „pełna akceptacja” miłości i nienawiści nie opiera się na ich nieograniczonej ekspresji. Dzięki ambiwalencji, tj., świadomości, że nie ma tak do końca całkowicie złych i całkowicie dobrych obiektów, nigdy nie pojawia się obiekt którego możnaby w pełni znienawidzieć, ani obiekt którego można w pełni pokochać. W efekcie osoby zdrowsze psychicznie mają bardziej stonowane afekty miłości i nienawiści, oraz nie tracą nad nimi kontroli. Te stany są u takich osób również bardziej stabilne.

Terapia psychodynamiczna – rola terapeuty

Celem psychoterapii psychodynamicznej jest diagnoza struktury self i obiektu, w oparciu o analizę wyżej wymienionych diad self i obiektu. Dzięki temu możliwa jest korekta przekonań nabytych w procesie rozwoju. Korekta tych przekonań opiera się na rozpoznaniu relacji z obiektem, jakim jest terapeuta, oraz na eksploracji obrazu self pacjenta. Terapeuta obserwując wydarzenia, emocje i postawy pacjenta względem niego, uczy się tego jak wygląda jego obraz obiektu i self, co pozwala mu powoli na poszukiwanie tych emocji, które zostały odszczepione i zepchnięte do nieświadomości. Z tego względu terapeuta pozostawia całą inicjatywę pacjentowi obserwując, jak wygląda jego aktywność i jak zachowuje się on w sytuacji zależności od osoby, która występuje w roli kogoś pomagającego, opiekującego się pacjentem.

Rola terapeuty polega na zrozumieniu emocji, które pojawiły się w relacji terapeutycznej, oraz na doprowadzeniu pacjenta to zrozumienia tego, jakie emocje pojawiły się w relacji terapeutycznej i jak odnoszą się one do jego sytuacji z przeszłości. Powtórne przeżycie pewnych frustracji, czy trudnych sytuacji w relacji terapeutycznej, oraz zrozumienie tego, przed czym one stanowią obronę, albo czego są powtórzeniem, pozwala pacjentowi na integrację wcześniej odszczepionych emocji, co pozwala na uzyskanie bardziej zintegrowanego obrazu obiektu i self.

Terapia psychodynamiczna – przymus powtarzania

W jaki sposób to się dzieje? Podmiot posiadając pewien obraz relacji z obiektem, nakłada na obiekt pewną jego rolę. Można powiedzieć, że ludzie są tacy jakimi ich widzimy. To przysłowie jednak pomija inną kwestię, którą zauważyła psychoanaliza. Mianowicie, że tworzymy świat relacji w oparciu o nasze przekonania. Nasze fantazje nie tylko wpływają na nasze postrzeganie, ale sami aktywnie, nieświadomie dążymy do realizacji tych fantazji. W ten sposób osoba, która nauczyła się tego, że każda bliska osoba ją jakoś zdradzi i porzuci, będzie się tego spodziewać po każdej bliskiej osobie i nawet jeśli nie będzie to miało miejsca, pacjent w jakiś sposób będzie wybierał takie osoby, albo swoim lękiem, swoją postawą, będzie doprowadzał do tego, że ostatecznie będzie zdradzony i porzucony. Na tym polega przymus powtarzania, że osoba wchodzi w pewien wyuczony wzorzec relacji z obiektem i mimowolnie go powtarza.

Mówi się w psychoanalizie, że pacjent powtarza te trudne sytuacje i relacje w nadziei. W nadziei na to, aby zostało to w końcu przepracowane. W nadziei by pojawiła się osoba, która ich nie porzuci. Albo w nadziei, by podmiot wreszcie przeżył te nieakceptowane emocje towarzyszące doświadczeniu zdrady i porzucenia. Przymus powtarzania również jest przedmiotem analizy w psychoterapii.

Lęk przed psychoterapią

Lęk przed psychoterapią
Lęk przed zmianą w psychoterapii

Każdy psychoterapeuta, czy nawet psycholog, spotkał się z sytuacją, gdzie pacjent dzwoni w sprawie podjęcia się psychoterapii, czy konsultacji, ale w ostatniej chwili rezygnuje, albo decyduje się po kilku spotkaniach, by jednak zrezygnować ze spotkań. Są tacy pacjenci, którzy stale chodzą w kratkę na spotkania terapeutyczne, wciąż wyjaśniając to nagłymi przeszkodami. Wiele osób, które chciałyby podjąć się psychoterapii, nie podejmuje się jej, bo z mniej lub bardziej świadomych powodów, boi się. Wszystkie te sytuacje łączy lęk przed zmianą. Dlaczego tak się dzieje i skąd bierze się lęk przed zmianą w psychoterapii postaram się odpowiedzieć w tymże artykule, oczywiście odnosząc się do perspektywy psychoterapii psychodynamicznej.

Nieświadomy lęk przed zmianąLęk przed zmianą

Psychoanaliza, jako pierwsza zajęła się tematem oporu w terapii psychodynamicznej i pojęcie to dalej uważane jest za kluczowe w praktyce terapeutycznej. Psychodynamiczna terapia zakłada, iż każdy objaw, każdy niekorzystny wzorzec zachowania, bez względu na to, jak duże cierpienie sprawia, przynosi pewne korzyści, inaczej nie byłby stosowany. Każdy objaw jest obroną, albo stanowi formę radzenia sobie z tym, co jest nie do pomyślenia dla pacjenta. Mówi o tym tzw., zasada ekonomii, która mówi, że każdy proces patologiczny pełni jakąś funkcję praktyczną.

Psychoterapia jak matematyka

Objawy nie pojawiają się bez powodu, ale zawsze pełnią jakąś funkcję. Te funkcje są z reguły bardzo złożone. Obrony poprzez to, co świadome, chronią przed doświadczeniem tego, co jest – przynajmiej na chwilę obecną – niemożliwe do zdzierżenia. Często pacjent prosi terapeutę, by ten wyjawił mu „prawdę o nim samym”. Nawet jeśli terapeuta zna tę prawdę, to zna tę prawdę tylko częściowo. To trochę tak jak z nauką matematyki: kluczem nie jest znajomość wyniku równania matematycznego. Kluczem jest zrozumienie zasady, według którego ten wynik się uzyskało.

Terapeuta może znać „wynik równania” jakim jest pacjent. Może znać podstawową dynamikę pacjenta, jego nieświadomy afekt. Niemniej jednak do wyniku tego równania terapeuta musi dotrzeć wspólnie z pacjentem. To pacjent musi dostarczyć terapeucie danych, które będą stanowiły podstawę do wspólnej pracy nad rozwiązaniem tego równania. Na przykład, ktoś może czuć lęk, ale myśl o tym, że mógłby otwarcie się zezłościć, przeraża tę osobę jeszcze bardziej, dlatego bardziej funkcjonalne jest odczuwanie lęku po prostu, niż zmaganie się z agresywnymi dążeniami – łatwiej jest gdy te dążenia zostają wyparte ze świadomości. Tutaj też tkwi odpowiedź na to, dlaczego psychoterapia trwa tak długo. Dostarczenie wyniku równania nie jest tożsame z umiejętnością rozwiązania zadania.

Obrona

Ta matematyka jest dodatkowo skomplikowana afektami i wzorcami zachowania, które trzeba zrozumieć. Wypierają one jakieś wzorce i emocje bardziej zagrażające. Powiedzmy, że osoba która ma duże potrzeby zależności i opieki, może bać się tego, że ta jej potrzeba zostanie wykorzystana, by nią manipulować i podporządkować. W takiej sytuacji osoba obawiająca się tego, że zostanie wykorzystana, lepiej będzie funkcjonować, gdy te potrzeby zależności jakoś zepchnie na bok i zacznie wykazywać wzorzec niezależności, dominacji i wyższości – taka postawa łagodziłaby lęk przed odrzuceniem, czy przed frustracją w relacji z kimś ważnym. W terapii, oraz w każdej innej relacji, może okazać się, że wyższość, dominacja i niezależność tej osoby, służyłyby jako obrona przed pragnieniami zupełnie odwrotnymi – przez pragnieniem zależności i uzyskania opieki.

Korzyści wtórne z objawu

Zupełnie innym tematem są korzyści wtórne, czyli takie „dodatkowe” korzyści z danego objawu, czy wzorca zachowania. Osoba z objawami depresji uzyskuje troskę i opiekę otoczenia. Osoba doświadczająca lęku, unika sytuacji, które są trudne nie tylko z tego powodu, że są lękotwórcze. Ktoś, kto postrzega siebie jako ofiarę, może czerpać pewną przyjemność z tego, że widzi siebie jako poświęcającego się dla innych męczennika, jako osobę do cna dobrą i wyjątkową – nie dostrzega wtedy jakichś swoich aspektów agresywnych, które ten obraz siebie, jako ofiary przekreśla i odpiera. Jeśli ktoś czuje się zawsze ofiarą, nie musi się już bać swojej agresji – przecież „tylko się broni”.

Wszystkie te korzyści sprawiają, że pacjent świadomie lub nieświadomie będzie się jednak bronił przed zmianą. Ktoś kto uważa siebie za wyjątkowo dobrą i czułą osobę, raczej będzie bronił się przed myślą, że może być podobnie agresywny lub nieczuły, jak otaczający go ludzie. Osoba, która odcięła się od uczuć smutku i rozpaczy, raczej będzie się bronić przed tymi emocjami, co nie jest niczym dziwnym. Skoro ktoś już kiedyś w życiu odciął takie emocje smutku, bo były zbyt bolesne, a to odcięcie się przyniosło mu ulgę, na pewno będzie bronił się przed cierpieniem, z jakim będzie wiązało się odnowienie kontaktu z tymi emocjami.

Pragnienie i lęk przed zmianą

Zatem w gruncie rzeczy, zawsze pojawia się w leczeniu taka sytuacja, że pacjent z jednej strony świadomie pragnie zmiany (cierpi z powodu objawu lub wzorca zachowania). Z drugiej strony nieświadomie przed tą zmianą się broni, bo status quo okazuje się być wcale nie taki zły. Oczywiście to bardzo rzadka sytuacja, kiedy pacjent zdaje sobie sprawę z korzyści jakie przynosi mu objaw, chociaż takie przypadki się zdarzają.

Terapia dynamiczna zakłada, że świadome obawy przed zmianą, wynikają z nieświadomych lęków i nieświadomego oporu. Jest to dosyć oczywiste, ponieważ każda osoba, która doświadcza jakichś obaw irracjonalnych, woli myśleć o tych obawach jako o rozsądnej obawie. Powiedzmy, że ktoś boi się lotu samolotem. Łatwiej jest takiej osobie uzasadnić sobie, że pewnie boi się katastrofy lotniczej, niż myśleć że ma jakieś irracjonalne i patologiczne lęki przed podróżą lotniczą. Taka osoba w swoim przekonaniu wtedy boi się czegoś realnego (katastrofy), a nie odczuwa irracjonalnego lęku, co ją uspokaja. Dzieki takim racjonalizacjom czujemy, że jesteśmy „normalni”, bo racjonalni.

Nieświadomy lęk przed zmianą, przejawiający się w racjonalnie uzasadnionych postawach

Obawy przed podjęciem się leczenia psychologicznego, mają także podstawy nieświadome, które odzwierciedlają się w racjonalnie uzasadnianych wątpliwościach, dotyczących tego, czy warto podejmować się psychoterapii.

Lęk przed zależnością

W sytuacji, gdy doświadczamy jakiejś osobistej trudności, czy natury psychologicznej, czy fizycznej, wiąże się to z pewną dozą bezradności. Ta bezradność dotyczy momentu, gdy nie potrafimy sami poradzić sobie z jakąś dolegliwością i to sprawia, że musimy zwrócić się do drugiej osoby po to, aby nam pomogła. Nikt nie chce czuć się bezradny i bezsilny, dlatego nie każdy chce się do tego przyznać sam przed sobą, albo przed innym.

Taka sytuacja aktywizuje już nieświadome konflikty odnoszące się do pozycji zależności od kogoś. Każdy posiada dylematy związane z pewnymi pragnieniami zależności, opieki, ochrony, które stoją w opozycji z dążeniami do niezależności, zaradności i siły. Te dylematy posiadają też pewne emocjonalne zabarwienie, które wynika z wewnętrznego obrazu relacji, jaki posiadamy. Zależność może się kojarzyć ze słabością, albo z koniecznością podporządkowania się, albo z poddaniem się kontroli. Niektórym zależność może nieświadomie kojarzyć się z czymś negatywnym, dlatego może być czymś, czego się boją.

Dlaczego wolimy iść do lekarza, niż psychologa

W sytuacji dolegliwości fizycznych, a więc problemów natury medycznej, zależność nie jest tak trudna. Nie angażujemy się aż tak mocno emocjonalnie w relację z lekarzem. Lekarz też nie jest tak emocjonalnie zaangażowany w nasz problem – przynajmniej taki jest utarty społeczny schemat. Lekarz, czy inny specjalista, zajmuje się naszym ciałem, a nie naszą psychiką, dzieli się z nami mniej lub bardziej dokładną diagnozą i opisuje proces leczenia krok po kroku.

Można powiedzieć, że w medycznych schorzeniach, to tylko ciało cierpi na dolegliwość, a psychika jest postrzegana jako sprawnie funkcjonująca. Jest to łatwiejsza do zniesienia pozycja, bo można powiedzieć sobie, że to „nie ja sam mam problem, ale moje ciało”. Gdy pojawiają się wątpliwości co do zdrowia psychicznego, pojawia się myśl, że „to ze mną jest problem, a nie z moim ciałem”. Jest to znacznie bardziej stresująca sytuacja, ponieważ o ile ciało może zostać zbadane przez nas samych, oraz przez lekarza, to nasza psychika nie poddaje się tak łatwo diagnozie.

Nad ciałem mamy pewną kontrolę, możemy je zmusić do wielu rzeczy. Psychika nie jest taka łatwa do zniewolenia, dlatego wzbudza więcej naszego niepokoju. W odniesieniu do psychiki, my sami mamy problem z wyjaśnieniem naszego problemu, czy ze znalezieniem przyczyny tego problemu. Psycholog również nie ma dostępu do naszej psychiki – może tylko rozmawiać z nami, albo użyć testu psychologicznego. Z tego względu pojawia się duża wątpliwość, czy psycholog w ogóle może pomóc. Taka sytuacja dużo mocniej aktywizuje poczucie bezradności i przed tym poczuciem bezradności każdy broni się w specyficzny sposób.

Obrony narcystyczne

Najczęściej obrony przed zależnością prezentują się, jako obrony narcystyczne. Nie można tego mylić z narcystycznym zaburzeniem osobowości – to zupełnie odmienne kategorie. Obrony narcystyczne opierają się na tworzeniu relacji w oparciu o silną idealizację, albo dewaluację terapeuty.

Niektórzy pacjenci przed bezradnością i zależnością od terapeuty, bronią się w taki sposób, że oczekują bardzo konkretnej pomocy. Ta obrona polega na tym, że pacjent kieruje się wyobrażeniem, że pomoc psychologiczna przebiega tak samo jak pomoc medyczna. Według takiego pacjenta psycholog diagnozuje i stosuje jakąś technikę, a problem znika. Dlatego pacjent oczekuje konkretnych technik, konkretnej i sprecyzowanej postawy ze strony psychologa, czy terapeuty. Są też takie ujęcia pomocy psychologicznej, które utrzymują taki obraz pomocy, jako konkretnej techniki. Dają one pacjentowi uspokajające przekonanie, że terapeuta kontroluje sytuację i za pomocą konkretnych technik, „usunie” problem tak, jakby miał przeprowadzić operację chirurgiczną. Wszystko to odbywa się poza relacją, której najczęściej taki pacjent bardzo się boi. Istnieje też wtedy ryzyko, że idealizacja nie zostanie omówiona, a pacjent skończy leczenie wciąż przekonany, iż nie można popełniać błędów – „przecież psycholog do żadnego się nie przyznał, więc i ja nie mogę”.

Idealizacja jako forma oporu

Postawę przypisywania pewnego rodzaju wszechmocy można nazwać idealizacją psychologa. Jest on postrzegany wtedy jako ktoś, kto potrafi zbadać psychikę tak jak ciało. Osoba udająca się do psychologa ma wtedy wyobrażenie o tym, że psycholog „wejdzie w głowę” klienta i rozpozna wszystkie problemy, a może nawet poskłada wszystko w całość bez udziału pacjenta – tak jak robi to chirurg podczas operacji. Pacjent w takich sytuacjach sądzi, że będzie się temu tylko biernie przyglądał. Z takiej obrony wynikają czasem pewne nieporozumienia i złość na psychologa za to, że ten nie potrafi telepatycznie wejść w psychikę pacjenta. Ta wiara w magiczne uzdrowienie jest najczęściej obroną przed relacją z terapeutą. Systematyczna współpraca, aktywność pacjenta i terapeuty rodzi pewną intymność. Dla wielu pacjentów jest to upokarzające.

Klient balansuje wtedy pomiędzy dwoma postawami. Najpierw skrajnie idealizuje psychologa, jako kogoś kto w sposób wszechmocny będzie zajmował się jego psychiką. Potem dewaluuje go jako niekompetentnego, niezdolnego do takiej wręcz telepatycznej interwencji. Dlaczego jest to objaw oporu? Pacjent przekonany o wszechmocy terapeuty nie jest aktywny i nie współpracuje z nim. Czeka, aż terapia sama rozwiąże problem nic nie robiąc aby cokolwiek w sobie spróbować zrozumieć, albo zmienić. W efekcie utrudnia pracę terapeucie. Spełnia często wtedy swoje własne nieświadome pragnienia „jeśli ja nie potrafię rozwiązać mojego problemu, to nikt go nie rozwiąże – w przeciwnym razie poczułbym się gorszy”, nie wiedząc że tak na prawdę rywalizuje z terapeutą.

Dewaluacja jako forma obrony

Innym rezultatem obrony narcystycznej jest postawa pacjenta, w której ten w jakiś sposób dewaluuje wartość terapeuty, czy psychologa. Takie obrony różnie się przejawiają. Czasami pacjent dewaluuje cały obszar psychologii, czasami jakąś wybraną gałąź, np.: psychoanalizę. Czasami umniejsza wartość konkretnego terapeuty, czy psychologa, bądź tworzy przekonanie iż psychoterapia jest nieskuteczna, bo opiera się tylko na rozmowie. Czasem można spotkać się też z przekonaniem pacjenta, iż psychoterapeuci mają ze sobą większe problemy niż ich pacjenci. Wszystkie te postawy, często choć nie zawsze, są obroną przed tym, żeby psychologowi zaufać. Dużo łatwiej jest pomyśleć, że jest się mądrzejszym od psychologa, że ten jest niekompetentny, niż zaufać obcej osobie – jest to zupełnie zrozumiałe.

Obrony paranoidalne

Czasami przybiera to postać obron o pewnym charakterze paranoidalnym, gdzie pojawiają się przekonania pacjentów, iż psychologia jest oszustwem i świadomie wciskaną ludziom fikcją. Podobnie pacjenci tworzą przekonania, albo są przekonani, iż terapeuta ma zamiar tylko wykorzystać „naiwność” pacjenta, żeby dobrze zarobić na jego problemach. Obrony tego typu są bardzo trudne do opracowania, a ich aktywizacja, jeśli nie zostanie rozpoznana i omówiona przez terapeutę, może prowadzić do porzucenia terapii przez pacjenta. Dla pacjenta jest to logiczną konkluzją: nikt nie będzie uczestniczył w leczeniu, jeśli jest przekonany, że psycholog go oszukuje i wykorzystuje.

Czy opór i lęk przed zmianą to coś nienormalnego?

Tutaj należy zwrócić uwagę na ważną rzecz. Opór w psychoterapii sam w sobie nie jest zjawiskiem patologicznym. To, że boimy się dowiedzieć o sobie czegoś nowego, nie oznacza że mamy jakiś problem ze sobą. Każda sytuacja, w której doświadczamy bezradności, czy zależności względem drugiej osoby, sprawia że usiłujemy jakoś sobie z tym poradzić – nikt nie lubi czuć się bezradny i zależny. Natomiast terapia jest skrajnym przykładem zależności. Dzieje się tak też dlatego, że terapeuta rzadko dzieli się swoją diagnozą i jakimś konkretnym planem interwencji terapeutycznej.

Zatem każdy pacjent wykazuje jakiś opór, każdy ma kłopot z zaufaniem. Każdy też może bać się tego, że jego terapeuta może być niekompetentny, albo jakoś wykorzysta informacje, jakimi dzieli się z nim pacjent. Nie ma takich osób, które nie przejawiają żadnego oporu. Są tacy pacjenci, którzy prezentują się jako osoby, które „nie mają żadnych oporów”. Dzielą się oni już od pierwszych sesji bardzo intymnymi, oraz trudnymi informacjami i fantazjami, albo mówią dosłownie wszystko, co im przychodzi do głowy łącznie z fantazjami seksualnymi, czy agresywnymi. Taka postawa jednak z reguły jest ukierunkowana na to, aby jakoś terapeutę przestraszyć, obrzydzić, albo zrazić do siebie. To jednak też jest forma oporu. Wywoływanie takiej reakcji u terapeuty wynika również z jakiegoś lęku przed relacją z terapeutą. Kluczowe jest tylko to, aby z terapeutą omawiać te opory. To one stanowią klucz do tego, co rozgrywa się w relacji terapeutycznej.

Lęk przed zmianą

Drugą formą lęku przed terapią, jest lęk przed zmianą w terapii. Często pacjenci mają taką obawę, że w procesie leczenia psychologicznego staną się „innymi osobami”. Szczególnie dotyczy to pacjentów posiadających konserwatywne poglądy moralne lub religijne. Te osoby czasem postrzegają terapię, jako proces w którym psychoterapeuta będzie dążył do zmiany poglądów moralnych lub religijnych pacjenta. Oczywiście za takim przekonaniem też tkwi fantazja, że terapeuta może w magiczny sposób manipulować. Z tym wiąże się obawa, że terapeuta będzie wpływać na pacjenta tak, że ten nie mając żadnej kontroli nad sobą, zmieni poglądy. Taki lęk przed zmianą dotyczy też czasami pacjentów bardziej perwersyjnych seksualnie. W niektórych przypadkach obawiają się oni, że terapia zaburzeń i dysfukcji o charakterze seksualnym, jakoś ograniczy ich satysfakcję seksualną.

Przypisywanie terapeucie zdolności do manipulacji

Lęk przed zmianą prezentuje się czasem w postaci bardziej uogólnionej. Pacjent może bać się, że zmieni się cała jego osobowość lub charakter. Ktoś może bać się, że przez te zmiany inni ludzie przestaną go lubić, albo ten stanie się „gorszym człowiekiem”. Wszystkie obrony tego typu opierają się na specyficznej nieświadomej fantazji. Opiera się ona na nieświadomym przekonaniu, że pacjent nie ma kontroli nad swoimi postawami, moralnością i zachowaniem. To fantazja, że ktoś nie może sam decydować o tym, jak się zachowywać i jakimi poglądami się kierować, przez co łatwo ulegnie „wpływom” psychologa. Zatem w lęku przed zmianą też zawiera się pewne przypisywanie psychoterapeucie cech omnipotentnych. Terapeuta otrzymuje cechy kogoś, kto niczym hipnotyzer, czy telepata, wpłynie na pacjenta i zmieni go tak, że ten będzie innym człowiekiem, niż jest.

Oczywiście wielu pacjentów boi się też, że zmiana nie nastąpi. Takie lęki można podzielić na dwa typy: (a) pacjent nie spełni oczekiwań terapeuty i nie będzie potrafił się „zmienić”, (b) terapeuta nie będzie potrafił „zmienić” pacjenta. W obydwu przypadkach kluczowym tematem jest bezradność po stronie albo pacjenta, albo terapeuty. Ta obrona może pełnić różne funkcje na różnych poziomach psychopatologii. Może pojawiać się zarówno u pacjentów głęboko zaburzonych, jak i relatywnie zdrowych psychicznie, jako dość naturalna i rozsądna obawa związana z tym, czy leczenie zadziała.

Lęk przed zmianą – Podsumowanie

Psychoterapia psychodynamiczna, jak każda forma pomocy, aktywizuje specyficzny układ relacji, oparty o zależność, który aktywizuje specyficzne dla relacji zależności obrony. Każdy takie obrony przejawia i nie jest niczym wyjątkowym, obawiać się terapeuty, czy terapii. Istotne jest tylko zrozumienie, dlaczego boimy się terapii lub terapeuty. Istotne jest jakie fantazje, czy doświadczenia kryją się za tym, że pojawia się u nas lęk przed zmianą. Te tematy, ich omówienie i opracowanie we współpracy z psychoterapeutą, są również kluczowym aspektem udanej psychoterapii.

Zdrowie psychiczne

Zdrowie psychiczne

Jak rozumieć termin zdrowie psychiczne?

Co to jest zdrowie psychiczne? Na początku należy zaznaczyć, że struktura osobowości w teorii psychoanalitycznej, z grubsza składa się z trzech obszarów. Pierwszy to Id, który zawiera w sobie pozytywne afekty, do których każdy człowiek dąży. Drugi to Superego, który reprezentuje wewnętrzne normy moralne. Zawiera także zdepersonifikowany i abstrakcyjny obraz ważnych osób, które stanowiły dla nas autorytet. Trzeci to Ego, czyli zestaw mechanizmów i funkcji zapewniających spójność obrazu siebie, przy realizacji podstawowych celów.

Kiedyś zakładano, że funkcją ego jest próba „pogodzenia ze sobą” Id i Superego. Tak jakby te elementy były na pewien sposób autonomiczne. Z biegiem czasu Psychologia ego wyprowadziła założenie, iż id i superego są funkcjami ego, jego elementami. Należy zwrócić uwagę, iż funkcją tych wszystkich elementów jest przystosowanie się do wymogów społeczeństwa w taki sposób, aby możliwa była realizacja podstawowych motywacji, przy jednoczesnym zachowaniu akceptacji społecznej.

Zdrowie psychiczne w psychoanalizie

Co oznacza termin zdrowie psychiczne

Jak łatwo zauważyć, w ujęciu psychodynamicznym zakłada się, że człowiek stale znajduje się na rozstaju dróg. Wynika to z tego, że z jednej strony chce on realizować swoje motywacje, a z drugiej dopasować się do społeczeństwa i uzyskać akceptację. Prawdopodobnie większość czytelników zgodzi się, że trudno realizować swoje cele jednocześnie zadowalając wszystkich wokół. Stąd człowiek stale znajduje się pod wpływem konfliktu.

Kiedyś zakładano, że w tym ujęciu nie ma takiego pojęcia jak zdrowie psychiczne. Wynika to z tego, że konflikt jakoby odgórnie wywodzi się z naszej struktury osobowości. Obecnie zakłada się w teorii psychodynamicznej, że istnieje taki poziom funkcjonowania, jaki zasługuje na miano zdrowia psychicznego.

Mity na temat zdrowia psychicznego

Wielokrotnie można spotkać się u wielu ludzi z taką opinią, że zdrowie psychiczne to bliżej nieokreślony stan szczęśliwości i sukcesu, oraz „stuprocentowa” pewność siebie. Czasem w wyobrażeniach pospolitego człowieka można napotkać wyobrażenie, że osoba zdrowa psychicznie to jakaś forma doskonałego człowieka, który nie posiada wad, nie złości się i nie przeżywa załamań. Doskonałą odpowiedzią na te wyobrażenia jest pogląd psychoanalityczny na omawiany temat. Otóż należy podkreślić, iż konflikt wewnętrzny dotyczy także osób zdrowych psychicznie. Jak wspomniano wyżej, konflikt jest fundamentem naszego funkcjonowania i – szczerze mówiąc – bez tego konfliktu nasze funkcjonowanie było by nieprawidłowe.

Brak konfliktów wewnętrznych

To prawda, że możliwe jest „usunięcie” konfliktu. Problem jednak polega na tym, że osoby bez konfliktu to osoby głęboko zaburzone psychicznie. Przykładem osób bez konfliktu są osoby z antyspołecznym zaburzeniem osobowości, którzy nie mają konfliktów wewnętrznych. Ich systemy wartości są nierozwinięte i jakoby „wyrzucone” na zewnątrz. Osoba antyspołeczna zaspokaja swoje wszystkie potrzeby i nie ma konfliktu z tym związanego, bez względu na to kto miałby przy tym cierpieć. Jednocześnie konflikt, jaki mógłby rozgrywać się wewnątrz osoby antyspołecznej, rozgrywa się na zewnątrz. Społeczeństwo ściga osobę antyspołeczną reprezentując zasady, a osoba antyspołeczna usiłuje uciec przed karą, reprezentując swoje motywacje. Dzięki temu nie dochodzi do konfliktu wewnątrz osoby antyspołecznej. Nietrudno zorientować się jakie są tego skutki: przemoc, manipulacja i morderstwo. Być może ten przykład będzie stanowił pewien dowód na to, że brak konfliktu nie jest najlepszym rozwiązaniem.

Konflikt, a zdrowie psychiczne

Jak jest zatem z tym naszym konfliktem? Różnica między zdrowiem psychicznym, a chorobą psychiczną polega na tym w jaki sposób sobie z tym konfliktem radzimy. Szczerze mówiąc im bardziej konflikt jest świadomy i boleśnie doświadczany, tym prędzej możemy pokusić się o to, aby daną osobę nazwać zdrową psychicznie. Nie chciałbym tutaj sugerować, że osoby zdrowe psychicznie są nieszczęśliwe z powodu stale doświadczanych konfliktów wewnętrznych. Osoba zdrowa doświadcza konfliktu, ale w konstruktywny i satysfakcjonujący sposób potrafi go łagodzić. Dzieje się tak, ponieważ świadomość zarówno swoich potrzeb, jak i swoich zasad moralnych rozwija zdolność do tolerowania frustracji, niepowodzeń i chwilowej nieobecności bliskiej osoby.

Doświadczenie konfliktu – przykład niekorzystnego rozwiązania konfliktu

Co odróżnia osobę zdrową psychicznie, od „chorej”? Osoba zdrowa, dzięki optymalnie sprzyjającemu środowisku, uzyskała możliwość doświadczenia typowych dla każdego konfliktów, w sposób możliwy do stolerowania. Odwołam się tutaj do przykładu związanego z żałobą. Każdy w końcu musi doświadczyć żałoby. Pewien pacjent już jako dziecko doświadczył śmierci dziadka. Niestety jego matka, córka zmarłego, popadła w stosunkowo długą depresję, po której wciąż nie potrafiła sobie poradzić z utratą ojca. Był to temat stale kryjący się cieniu życia rodzinnego pacjenta.

Rezultatem tego pamięć o dziadku była bardzo bolesna, jak i próba zapomnienia o nim wzbudzała duże poczucie winy. Pacjent sam doznał ciężkiego szoku związanego z utratą bliskiej osoby. Stracił dziadka, a razem z dziadkiem utracił obraz ciepłej i opiekuńczej matki, która już zawsze potem pamiętała o swoim ojcu, ale nie potrafiła pogodzić się z jego utratą. W efekcie pacjent czuł poczucie winy względem dziadka z powodu rosnącej nienawiści o to, że ten odchodząc wprowadził niekończący się okres żałoby matki. Razem z tym pojawiało się poczucie winy o to, że pacjent chciałby zapomnieć o dziadku, o którym matka tak często wspominała. Zatem obok siebie boleśnie spierały się miłość i nienawiść. Te okoliczności przyczyniły się do trudności pacjenta w każdej kolejnej sytuacji, która przypominała tylko utratę. Panicznie bał się przywiązywać do kobiet, jak i niezmiernie boleśnie przeżywał rozłąki, czując zarówno silną miłość, jak i nienawiść, którym na różne sposoby zaprzeczał.

Doświadczenie konfliktu – przykład korzystnego rozwiązania

Możemy wyobrazić sobie równoległą rzeczywistość powyższego pacjenta. W tym równoległym świecie również zmarł jego dziadek i matka pacjenta boleśnie przeżyła utratę swojego ojca. Niemniej jednak matka była w stanie pogodzić się z utratą swojego ojca dzięki aktywnej pomocy ze strony męża i bliskich. Matka pacjenta potrafiła przeobrazić rozpacz w aktywnie pielęgnowaną pamięć po ojcu, spełnianie jego woli, oraz świadomość, iż ojciec byłby dumny ze swojej córki. Dzięki wdzięczności względem bliskich osób, matka szybko zaczęła dokonywać refleksji i zauważać, iż jej syn czuje się niewiele mniej przerażony od niej z powodu utraty dziadka, oraz obserwując rozpacz swojej – dotychczas idealizowanej – matki. Matka zdając sobie sprawę z niemożliwego do uniknięcia chwilowego zaniedbania syna, podjęła się prób odbudowywania pielęgnującej więzi z synem.

Pacjent dzięki temu otrzymał od matki wiele przykładów tego, w jaki sposób radzić sobie utratą dziadka poprzez pamięć o nim w sposób pozytywny. Jednocześnie widząc matkę uwierzył, że możliwe jest poradzenie sobie z utratą i mimo rozpaczy, każdą relację da się naprawić, bo mama – chociaż kiedyś zrozpaczona – potrafiła znowu wrócić do opiekuńczej więzi z pacjentem. Dzięki temu ten sam pacjent stałby się być może zdolny do stawania w obliczu utraty bliskich osób, przy jednoczesnym pełnym przeżywaniu tej utraty, oraz pomyślnym radzeniu sobie z tym. Możliwe by było dla niego przeżywanie złości na odchodzące osoby, jak i miłości do nich. Oczywiście należy pamiętać, że ten przykład jest niezmiernie uproszczony i służy jedynie jako próba zobrazowania moich przemyśleń na temat konfliktu.

Osoba zdrowa psychicznie

Zdrowie psychiczne polega na umiejętności godzenia ze sobą zupełnie przeciwstawnych sobie afektów, przy możliwości pełnego ich przeżywania. Co z tego wynika? To, że osoba zdrowa psychicznie nie ma objawów i problemów emocjonalnych, ale to nie pozbawia jej problemów w ogóle. Zdrowie psychiczne wiąże się z odwiecznym dylematem: czy zaspokoić potrzebę, czy podporządkować się jakiejś wewnętrznej zasadzie moralnej. Dotyczy tak zachowań, jak i emocji. Pociąga to za sobą fakt, iż osoby zdrowe psychicznie mogą tłumić swoje potrzeby.

Jak widać jest to niezgodne z wieloma współczesnymi teoriami na to, że człowiek powinien być wyzwolony i asertywny. Niemniej jednak – jak większość się pewnie zgodzi – bycie wyzwolonym i asertywnym nie zawsze jest możliwe przy jednoczesnym zachowaniu akceptacji społecznej. (Np.: gdy chcemy asertywnie odmówić szefowi, gdy ten każe nam zostać po pracy, albo gdy w pracy chcemy okazać złość na ważnego klienta biznesowego, który zachowuje się lekceważąco – w obydwu sytuacjach asertywność mogłaby zakończyć się naganą, a nawet być może utratą pracy). Z tego względu przystosowanie do wymagań ogółu społeczeństwa wiąże się z tłumieniem pewnych afektów. Istotne jest tylko to, w jaki sposób to robimy. Tłumienie afektów przy zdolności do ich pełnego przeżywania i tolerowania można rozumieć jako cechę zdrowia psychicznego. Gdy doświadczanie afektów powoduje poczucie nieszczęścia, które jest utrwalone, trudno mówić o korzystnym rozwiązaniu wewnętrznych konfliktu.

Podsumowanie

Być może obraz ten nabiera pewnych cech pesymistycznych. Jednak jak się okazuje, zdolność do przystosowania społecznego umożliwia osobom dojrzałym psychicznie wchodzenie w trwałe i satysfakcjonujące związki intymne, oraz realizację osobistą i zawodową. W gruncie rzeczy zdolność do czerpania satysfakcji i utrzymania związku, oraz posiadanie stałej i lubianej pracy, są bardzo ważnymi czynnikami wskazującymi na dojrzałość psychiczną podmiotu.

Psychoanalityczne rozumienie zdrowia psychicznego jest znacznie odmienne od wielu współczesnych trendów poglądowych w psychologii, które skupiają się na zachowaniu, a nie wewnętrznym kompromisie. Niemniej jednak wyjaśnia ono wiele osobom, które mają wątpliwości co do swojej kondycji psychicznej tylko dlatego, że tłumią swoje emocje, odczuwają ambiwalentne uczucia wobec innych, albo posiadają wewnętrzne nierozwiązane dylematy.

Jaka metoda psychoterapii będzie najlepsza

Jaka metoda psychoterapii będzie najlepsza

Jaka metoda psychoterapii będzie najlepsza

Można spotkać się z wieloma artykułami na temat tego, czy dany problem kwalifikuje się do psychoterapii, natomiast dość często osoby poszukujące specjalisty spotykają się z zagadkowymi terminami jak: psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, psychoanalityk, psychoterapeuta psychodynamiczny, czy terapeuta systemowy. Za każdym z tych terminów kryje się zupełnie odmienna teoria i praktyka pracy z pacjentem. Często cele danej terapii są zupełnie odmienne o czym terapeuta nie zawsze informuje klienta. Jaka metoda psychoterapii jest najlepsza, to najczęściej zależy od problemu z jakim przychodzi pacjent, oraz od tego jakie są jego oczekiwania i możliwości zmiany. Niniejszy artykuł będzie krótkim podsumowaniem sposobu pracy i założeń teoretycznych najpopularniejszych szkół psychoterapii, co powinno po jego przeczytaniu pomóc wybrać czytelnikowi najwłaściwszą w jego mniemaniu szkołę psychoterapii.Jaka metoda psychoterapii

Pierwszą i najstarszą szkołą psychoterapii jest psychoanaliza, której początek dał Zygmunt Freud. Jej podstawowym założeniem jest istnienie nieświadomego konfliktu intrapsychicznego pomiędzy popędowością (id), a przyjętymi społecznymi i kulturowymi wymaganiami (superego). Oznacza to, że człowiek według tej teorii na poziomie nieświadomym dąży do zaspokojenia wszystkich swoich potrzeb, ale jednocześnie zmuszony jest do hamowania i zaspokajania ich w taki sposób, aby mogło to być społecznie zaakceptowane. W efektcie tego powstaje nieświadomy konflikt. Osobowość pacjenta (nazywana w tej teorii „ego”) zmierza do łagodzenia tego konfliktu z pomocą mechanizmów obronnych, które po pierwsze utrzymują ten konflikt w nieświadomości, a po drugie umożliwiają osiągnięcie kompromisu pomiędzy id, a superego. Znaczy to tyle, że mechanizmy obronne pozwalają na zaspokojenie popędów tak, aby mogło to zostać zaakceptowane przez społeczeństwo. Wedle tej teorii wszelkie trudności i objawy wynikają z wadliwego funkcjonowania mechanizmów obronnych. W praktyce psychoanalityk zmierza do wykrycia nieświadomego konfliktu pacjenta i uświadomienia tego konfliktu pacjentowi. W założeniu tej szkoły to uświadomienie sobie konfliktu usuwa objaw patologiczny powstały w wyniku konfliktu.

W związku z tymi założeniami, psychoanaliza przeznaczona jest przede wszystkim dla pacjentów względnie mało zaburzonych, czyli cierpiących na nerwicę. W większości przypadków nerwica oznacza lęki, napięcie i drżenie mięśni, nieuzasadnione obawy, fobie. Osoby cierpiące na tego typu trudności uzyskują dobre efekty w pracy z psychoanalitykiem. Jednocześnie jednak należy zauważyć, że psychoanaliza jest jedną z najdroższych psychoterapii ze względu na ilość spotkań w tygodniu (najczęściej ich liczba oscyluje wokół pięciu spotkań), oraz jej czas trwania (analiza potrafi trwać nawet siedem czy jedenaście lat). Jednocześnie ta forma terapii wymaga wysokiej inteligencji klienta, co wyklucza osoby upośledzone. Psychoanaliza nie jest tak często spotykana w Polsce, jak ujęcie systemowe, czy psychodynamiczne i klient może odróżnić ją od innych ujęć poprzez fakt dużej ilości spotkań w tygodniu, oraz że podczas spotkania leży na kanapie lub kozetce.

Innym podejściem wywodzącym się z psychoanalizy jest psychoterapia psychoanalityczna, potocznie w Polsce nazywania psychoterapią psychodynamiczną. W rzeczywistości są to różne pojęcia, jednak nie ma tutaj sensu wyjaśniać różnicy między nimi – w dalszej części artykułu będę umownie traktował pojęcia psychoterapii psychoanalitycznej i psychoterapii psychodynamicznej, jako tożsame. Terapia psychodynamiczna rówież jak psychoanaliza zakłada istnienie nieświadomości i konfliktu. Różnica pomiędzy tymi ujęciami polega na tym, że psychoanaliza jest pojedynczą teorią pracy pacjentem, natomiast ujęcie psychodynamiczne to zbiór teorii, które terapeuta dobiera tak, aby były adekwatne do problematyki pacjenta. Stąd niektóre teorie psychodynamiczne zakładają istnienie konfliktu, a inne skupiają się na deficycie osobowości. Deficyt osobowości oznacza, że pewne struktury osobowości pacjenta w jakiś sposób nie dojrzały lub nie wykształciły się. W efekcie pacjent deficytowy to taki, który ma pewne braki w umiejętnościach nawiązywania relacji, który pomimo wysokich kompetencji nie potrafi utrzymać się w pracy (oczywiście te kryteria nie oznaczają od razu, że klient jest pacjentem deficytowym: to, że nie możemy znaleźć pracy przez pół roku niekoniecznie oznacza, że mamy jakieś braki w osobowości).

Jak rozpoznać terapeutę psychodynamicznego? W tym wypadku pacjent tak jak u większości szkół terapeutycznych siedzi w fotelu obok terapeuty. Jednak elementem charakterystycznym dla psychoterapii psychoanalitycznej jest fakt, iż terapeuta prosi nas o dzielenie się swoimi fantazjami jakie pojawiają się podczas sesji, oraz wspomina, że w pracy będziemy poszukiwać nieświadomych przyczyn naszej trudności. Terapeuta będzie zwracał uwagę na relacje z bliskimi (rodzicami, partnerem) i poszukiwał pewnych podobieństw tych relacji w relacji pomiędzy klientem, a nim. Głównym narzędziem pracy w tym ujęciu jest relacja terapeuty z pacjentem, ponieważ to co dzieje się między nimi jest kluczowe. W efekcie tego skuteczna praca w celu uzyskania poprawy pacjenta, oznacza przejście przez pełen wachlarz emocji kierowanych na terapeutę i osoby bliskie klientowi, co z reguły jest bardzo trudnym doświadczeniem dla klienta. Niemniej najważniejszym plusem takiego procesu jest to, że efekty leczenia są trwałe, a poprawa dokonuje się nie tylko w obszarze objawów z jakimi przyszedł na leczenie klient, ale także we wszystkich obszarach funkcjonowania pacjenta. Zatem skuteczne leczenie nie tylko usuwa objaw, ale poprawia zdolność do tworzenia i utrzymania bliskich relacji intymnych, zwiększa wiarę w siebie, kreatywność i zdolność do radzenia sobie życiu zawodowym.

W kontekście wielości teorii jakimi posługuje się ujęcie psychodynamiczne, można je traktować jako uniwersalne względem wszystkich trudności pochodzenia psychicznego. Niemniej i to podejście posiada pewne wady. Psychoterapia psychoanalityczna, mimo że jest znacznie krótsza od psychoanalizy, potrafi trwać dość długo (nawet do siedmiu lat, niemniej najczęściej trwa około dwa lub trzy lata). Ilość spotkań terapeutycznych jest znacznie mniejsza – w zupełnej większości przypadków terapia odbywa się raz w tygodniu, czasami ustala się dwa spotkania. Dla kogo skierowana jest terapia psychodynamiczna? Moim zdaniem szczególnie dla osób, które oczekują trwałych efektów w swoich trudnościach, ale jednocześnie ich problem nie jest na tyle pilny by chcieli rozwiązać go już po kilku spotkaniach. Większość ujęć terapeutycznych skupia się tylko na objawie, natomiast terapia psychodynamiczna poszukuje nieświadomych przyczyn objawu, tak aby ten zniknął sam, przy okazji zwiększając przystosowanie pacjenta i poprawiając jego satysfakcję z życia. Więcej informacji o psychoterapii psychodynamicznej znajdziesz w artykule „O co chodzi z tą psychoterapią psychodynamiczną?”

Innym bardzo popularnym w Polsce nurtem jest ujęcie systemowe psychoterapii. Ogólnie rzecz biorąc opiera się ono na założeniu, że relacje międzyludzkie można wyjaśniać za pomocą ogólnej teorii systemów. Według tej teorii system to układ składający się z oddziałujących na siebie wzajemnie elementów, gdzie to oddziaływanie odbywa się w sposób cyrkularny (czyli nie można wyróżnić początku oddziaływania pomiędzy punktami, bo te zawsze wzajemnie się stymulują w swoim oddziaływaniu). System to jednostka dynamiczna, samoorganizująca się, różnicująca, zdolna do dążenia do homeostazy (czyli do samoregulowania się w kierunku uzyskania stabilności), potrafiąca tworzyć własne podsystemy pełniące własne funkcje w zależności od potrzeb systemu. W teorii systemów człowiek to jednostka będąca elementem różnych systemów (rodzinnego, zawodowego, kręgu przyjaciół) i aktywnie oddziałuje na osoby z którymi nawiązuje relacje, oraz podlega oddziaływaniu innych. Stąd pewnym odgórnym założeniem tej teorii jest to, że nie można rozpatrywać zachowania człowieka w oderwaniu od kontekstu jakim są zachowania i aktywność osób w otoczeniu tej osoby. To sprawia, że specjaliści w tym nurcie skupiają się na komunikacji pomiędzy elementami systemu (ludźmi tworzącymi system), a mniej na objawach poszczególnych osób.

Celem terapii systemowej jest zmiana danego systemu, a więc wynika z tego wniosek, że terapia ta nie dotyczy pojedynczych osób, ale całego systemu w jakim znajduje się dana osoba. Najczęściej ta terapia dedykowana jest całym rodzinom, oraz parom. Zdecydowanym plusem tej terapii jest fakt, iż może ona odbywać się krótkoterminowo, czyli zakończyć się w ciągu kilku miesięcy. Bardzo często można spotkać się teorią systemową stosowaną razem z ujęciem psychodynamicznym (cała rodzina uczęszcza na sesje systemowe, a jednocześnie każdy z członków rodziny spotyka się indywidualnie z terapeutą psychodynamicznym). Zatem zupełnie charakterystycznym zjawiskiem jest to, że terapia ta odbywa się w grupie. Dla kogo? Terapia systemowa jest również względnie uniwersalna, ponieważ może rozwiązać wszystkie problemy w systemie rodzinnym. Zaburzenia pojedynczych osób (anoreksja, psychoza, depresja) są rozważane w kontekście całej rodziny, co nie oznacza że specjalistów nie interesuje poprawa każdej jednostki z osobna. Skuteczna terapia pomoże każdemu z członków systemu, ponieważ sam system będzie zdrowszy. Dlatego terapia ta skierowana jest dla rodzin, szczególnie tam gdzie problem jednego członka rodziny wynika z działań innych członków rodziny, bądź w sytuacji gdzie trudno będzie osiągnąć zmianę prowadząc terapię indywidualną osoby uznawanej przez rodzinę za chorego (przykładem takiej sytuacji może być anoreksja jednego z członków rodziny).

Innym promowanym w środowiskach akademickich ujęciem (choć nie tak często spotykanym na terenie całej Polski, jak np: psychoterapia psychodynamiczna) jest terapia poznawczo-behawioralna. Zakłada ona, iż emocje są wtórne względem myślenia, stąd wniosek iż objawy patologiczne wynikają ze sposobu myślenia, albo raczej z pewnych nabytych schematów myślenia. Teoria ta zakłada, iż posługujemy się skrótami myślowymi utworzonymi na podstawie naszych doświadczeń, przez co automatycznie wnioskujemy na temat pewnych możliwych scenariuszy, które niekoniecznie są zgodne z rzeczywistością. Im większa niezgodność naszych przekonań i schematów myślenia z rzeczywistością, tym trudniej będzie nam swobodnie funkcjonować w życiu codziennym.

Praca z pacjentem w tym ujęciu oznacza zapoznanie się terapeuty ze sposobem myślenia pacjenta odnośnie pewnych trudnych dla pacjenta sytuacji (takich jak lęk podczas przebywania w miejscach publicznych), odnalezienie pojedynczych myśli wiążących się z daną sytuacją, a przy tym naładowanych silnymi emocjami, i konfrontacja tych myśli z rzeczywistością w celu zmiany sposobu myślenia. Terapia ta jest krótkoterminowa i może skończyć się na 8-12 spotkaniach z terapeutą. Terapeutę poznawczo-behawioralnego poznamy po tym, że chce poznać myśli jakie wiążą się z naszym problemem po to, aby dotrzeć do podstawowego przekonania na temat danej sytuacji, które to jest przyczyną łańcuchu myśli jakie prowadzą do objawów patologicznych. Charakterystyczne jest także dawanie zadań domowych, czy praca „w terenie” poza gabinetem. Terapia poznawczo-behawioralna jest skuteczną metodą i potrafi w bardzo krótkim czasie doprowadzić do zadowalających efektów. Jednak podstawową wadą tego ujęcia jest fakt, iż efekty te nie zawsze są trwałe. Terapię tę można polecić osobom, które oczekują szybkiej zmiany i podchodzą do swojego problemu zadaniowo. Ujęcie poznawczo-behawioralne bardzo skutecznie radzi sobie z zaburzeniami lękowymi i depresją, choć nadaję się także do innych trudności.

Podsumowując, warto zastanowić się nad tym jaka metoda psychoterapii będzie najlepsza względem oczekiwań i natury problemu klienta. Każda z terapii posiada swoje wady i zalety, o których osoby poszukujące terapii nie zawsze wiedzą. Wierzę, że ten artykuł pomoże osobom poszukującym pomocy, we wstępnym rozeznaniu jakiego terapeuty powinny szukać.

Kompleks edypa

Kompleks edypa
Kompleks edypa – pomiędzy faktami, a symboliką

Kompleks edypa, jest pojęciem odnoszącym się do rozwoju seksualności człowieka. Jak zakłada teoria, w swojej najprostszej formie, oznacza miłość do rodzica przeciwnej płci, oraz nienawiść do rodzica tej samej płci. Taka postać jest jednak jedynie konstruktem teoretycznym. Należy podkreślić teoretyczność powyższego stwierdzenia. Właśnie z powodu dosłownego rozumienia tego założenia kompleks edypalny został odrzucony przez główny nurt psychologii.

Pisząc o kompleksie edypalnym należy tak na prawdę zacząć od ciągnącej się całymi dekadami dyskusji na temat słuszności teorii psychodynamicznej. Do dzisiaj jest tematem spornym, czy istnieje coś takiego jak kompleks edypa, ponieważ w rzeczywistości nigdy nie potwierdzono naukowo jego istnienia. Problem ten wynika właśnie z tego, iż konstrukt ten jest przez inne nurty teoretyczne rozumiany dosłownie. Dosłownie, czyli że dziecko faktycznie pragnie odbyć stosunek seksualny z rodzicem przeciwnej płci. Na poziomie podstawowym kompleks edypalny istnieje w każdym z nas, w postaci zazdrości, lęku przed utratą miłości kochanej osoby na rzecz osoby trzeciej, lęku przed odrzuceniem.

Kompleks edypa
Kompleks edypalny jako proces separacji

Można powiedzieć, że kompleks edypa odnosi się do procesu separacji ogółem. Dziecko na początkowych etapach rozwoju nie jest zdolne do odróżniania swojego ciała od otoczenia. Potem, gdy niemowlę zaczyna dostrzegać swoją fizyczną odrębność względem matki, fantazja o poznawczo-emocjonalnej jedności z nią utrzymuje się znacznie dłużej. Kluczowym elementem w tym procesie jest dostrzeżenie przez dziecko, iż matka która w jego fantazji znajdowała się w relacji tylko z nim, posiada relację z innymi obiektami.

Ten moment jest traumatycznym doświadczeniem i jednocześnie zalążkiem relacji trójkątnej, tj., edypalnej. Relacji trójkątnej, ponieważ od tej pory dziecko zaczęło dostrzegać, iż ktoś kto jest dla niego całym światem, nie odwzajemnia tej miłości na równych zasadach. Dlatego, że oprócz dziecka matka związana jest (najczęściej) z jego ojcem. Zatem dziecko nie jest dla niej jedyną relacją miłosną. Jest to dość duży szok dla dziecka, który indukuje zazdrość i nienawiść zarówno do matki, jak i osoby, z którą ta posiada intymną relację. Od tej pory każda relacja silnie naładowana pozytywnym afektem, czyli relacja miłosna, będzie nosiła w sobie podobne znamiona. Czyli będzie zawierać obawę przed osobą trzecią będącą w relacji z kochanym obiektem. A także pragnienie wygrania rywalizacji z tą osobą, czyli stania się kimś ważniejszym dla kochanego obiektu niż osoba trzecia.

Zatem kompleks edypalny jest nieodłącznym elementem procesu separacji poznawczo-emocjonalnej od matki. Dziecko stając się coraz bardziej emocjonalnie i poznawczo niezależne, w nieunikniony sposób doświadcza i obawia się utraty matki. Boleśnie doświadcza także obawy, albo doświadczenia sytuacji, gdzie traci jej miłość na rzecz osoby trzeciej. Im bardziej stajemy się niezależni od drugiej osoby, tym wyraźniej zarysowuje się ryzyko utraty tej osoby.

Seksualność infantylna

Używam określenia „relacja miłosna”, ponieważ relacja niemowlęcia z matką jest jego pierwszą relacją miłosną. Jest to oczywiście niedojrzała relacja. Niemniej jednak pozytywne afekty, jakich doświadcza dziecka w swoich interakcjach z matką stają się zalążkiem wszystkich dobrych i kochających interakcji w kolejnych latach rozwoju. Ostatecznie, razem z rozwojem organizmu i dojrzewaniem płciowym, pozytywne afekty związane z dotychczasowymi relacjami miłosnymi krystalizują się w podniecenie seksualne i orgazm. W tym sensie relacja dziecka z matką jest seksualna. Pierwsze afekty doświadczane przez dziecko stanowią zalążek dla wszystkich dojrzałych interakcji emocjonalnych. Ich ukoronowaniem jest relacja intymno-seksualna znajdująca swój punkt kulminacji w podnieceniu seksualnym i orgazmie.

Kompleks edypa okazuje się być możliwym do zrozumienia konstruktem teoretycznym, który wynika z wiedzy na temat psychologii rozwoju człowieka. Potwierdza on także informacje uzyskane z badań nad rozwojem poznawczym człowieka.